Facebook Instagram (Fuzja Smaków) Instagram (alakko.reads)

Fuzja Smaków

  • Home
  • O mnie
  • Kontakt
  • Spis Przepisów
    • Ciasta
    • Obiady
    • Ciasto drożdżowe
  • Recenzje

        „Lissy” balansuje na wielu granicach: tej między światem realnym i metafizycznym; tańczy na cienkiej linii pomiędzy powieścią gatunkową i delikatną wariacją na jej temat; wreszcie sama akcja powieści rozgrywa się w pobliżu granicy dwóch państw. D’Andrea inspiruje się twórczością króla gatunku, subtelnie wplatając jednak w obowiązkowe dla gatunku elementy wątki baśniowe.  Nie brak tu też nawiązań do klasyków horroru: są bowiem i wyraziste postaci niosące potężny bagaż doświadczeń, i rosnące z każdą stroną napięcie, a wszystko osadzone na tle niewzruszonych masywów włoskich Dolomitów. Czego zatem brakło, by móc z czystym sumieniem powiedzieć, że to książka w każdym tego słowa znaczeniu fantastyczna?
            Trudno w tej historii jednoznacznie wskazać głównego bohatera: autor prowadzi historię wielotorowo, pozwalając czytelnikowi spojrzeć na tę samą sytuację z perspektywy różnych osób. Ich portrety nakreślone są w sposób delikatny, choć emocjonalny, ale bez wątpienia jednak to obecność – lub nieobecność - Marlene pociąga za sobą niesamowity łańcuch zdarzeń, odsłaniając kolejne tajemnice z przeszłości pozostałych postaci. A tych jest sporo i zasadniczo to na tym założeniu opiera się ta historia: każdy z nas coś skrywa. Każdy jest uwikłany w błędy przeszłości i pomyłki naszych przodków, rzutujące na podejmowane przez nas decyzje. Zniknięcie Marlene diametralnie zmienia życie dwóch nie mających ze sobą nic wspólnego mężczyzn: jej siejącego postrach męża, Herr Wegenera, oraz samotnika zamieszkującego położone wysoko w górach gospodarstwo, Simona Kellera. Chwila jej pojawienia się w górskiej chacie jest jednak przełomowa dla osób w przeróżnych zakątkach globu, zatem Marlene dysponuje niesamowitą wprost mocą – pięknie został tu wpleciony wątek efektu motyla. Niewątpliwym plusem tej historii jest fakt, że nie jest ona przeładowana bohaterami, a wątek każdego z nich jest doskonale zarysowany i wiele wnosi do całej historii. Nie ma tu postaci zbędnych, robiących w tle sztuczny tłum; każda ma swoje miejsce i uwypukla konkretny wątek opowieści.



      Luca D’Andrea sięga po chętnie wykorzystywany motyw zamknięcia i izoluje swoich bohaterów wśród surowych, nieprzyjaznych górskich pejzaży. Co ciekawe, w wersji polskojęzycznej tytułową rolę przypisuje się Lissy – w wersji anglojęzycznej jest wręcz przeciwnie i tytuł bezpośrednio wskazuje na potęgę gór. To niezwykle istotne, bo włosko-austriackie Dolomity stają się w tej historii powiernikiem najgłębiej skrywanych sekretów, mrocznym widmem dziecięcych przeżyć i śmiertelną pułapką. Naturalną konsekwencją wyboru miejsca akcji jest także subtelne nawiązanie do historii Europy – podane w delikatny, niezbyt nachalny, ale oczywisty dla uważnego czytelnika sposób. Uwięzieni w tej surowej scenerii bohaterowie są zdani na to, co przyniosą im wzajemna egzystencja na tak niewielkiej przestrzeni, napięte jak postronki nerwy i odrobina zdarzeń z pogranicza realizmu i świata fantastycznego. Osamotnienie wzmaga jednak zajrzenie w głąb tych meandrów duszy, gdzie kryją się nasze najsilniej skrywane lęki; w głąb miejsc, gdzie uśpione czyhają upiory przeszłości.

            Szkopuł tkwi w lakonicznym stylu autora, który nie każdemu może przypaść do gustu. Zdania są krótkie, kilkuwyrazowe, na próżno szukać w tej historii barokowych epitetów i rozbudowanych zdań. W pewnym momencie jednak ten dość ciekawy zabieg, skutecznie wyróżniający książkę na tle typowych thrillerów, staje się dla autora pułapką – niektóre akapity przypominają pojedyncze wyrazy poprzecinane kropkami. Należy natomiast oddać właściwe honory tłumaczowi, który tę manierę oddał wręcz znakomicie. Pomimo konsekwentnie stosowanej, dość oszczędnej narracji, fabuła nie rozwija się w spektakularnym tempie, a czytelnik musi do punktu kulminacyjnego zmierzać równie wytrwale i zawzięcie, co mieszkańcy górskiej chaty do położonego w dolinie miasteczka. Czyli długo, a przy niekorzystnych warunkach nawet bezowocnie.

 
            „Lissy” jest sprawnie skonstruowaną historią pełną wyrazistych postaci – jedynym, co w niej zawodzi, ale co skutecznie może zniechęcać co niecierpliwszych czytelników do kontynuowania lektury, jest stosunkowo monotonny i urywany styl autora. Trudno też nie oprzeć się pokusie porównywania książki do historii opowiedzianych przez Stephena Kinga, bo mają one zdumiewająco dużo elementów wspólnych. Jest tu i odosobniona chata, i szalejąca śnieżna zamieć, małe miasteczko, w którym zło kładzie się cieniem na życiu zwykłych ludzi. Nawet tytuł brzmi jakby podobnie. Wszystkie te elementy złożone jednak w całość stanowią spójną, dobrą, ale nie wstrząsająco znakomitą historię.
Share
Tweet
Pin
Share
9 komentarze

Nadeszły jakieś pierwsze sygnały, że nadciąga zima - nie wiem, czy już można wyglądać śniegu, ale wczorajszy mróz sprawił, że nad Krakowem udało się chociaż dojrzeć błękit nieba (w ciągu ubiegłego tygodnia głównie było widać smog, mgłę i jeszcze trochę smogu). Jestem z zimnolubnych, wychodząc z założenia, że o wiele łatwiej jest założyć jedną warstwę więcej niż dotrzeć do momentu, w którym zdjęcie nadmiaru odzieży jest już społecznie nieakceptowalne.
Tak czy inaczej - to już ta chwila, że powroty do domu to poszukiwanie wszystkiego, co rozgrzewa od środka. Kubków z herbatą pełną goździków, pomarańczy i malin, warzyw pieczonych w pikantnych przyprawach i imbiru w zupach-kremach.


To właśnie jedno z takich dań: ciepła miska rozgrzewa przemarznięte dłonie, a dodatek pikantnych przypraw sprawia, że od razu robi się człowiekowi cieplej. No i poniekąd o to właśnie chodzi w jesienno-zimowym comfort food. Kiedy za oknem pogoda taka, że nie chce się nawet sprawdzać jaka jest temperatura na zewnątrz, bez parasola i grubego swetra ani rusz, nie wypada zrobić nic innego niż zaszyć się pod kocem i pocinać całe popołudnie w planszówki.


Ciecierzyca z grillowaną papryką
Oliwa z oliwek
400 g ciecierzycy
2 duże czerwone papryki
Sok wyciśnięty z 1/2 cytryny
Pęczek świeżej natki pietruszki
świeżo zmielone sól i pieprz, ostra papryka

Dzień wcześniej wrzuć ciecierzycę do miski, zalej dość solidnie wodą i zostaw - najlepiej zrobić to wieczorem, bo potrzebuje co najmniej 12 godzin. 
Następnego dnia wypłucz ją na sicie, zalej świeżą wodą, dodaj szczyptę soli i gotuj na wolnym ogniu przez około 1,5 godziny. Odcedź.
Paprykę umyj, pozbaw nasion i pokrój w dość grube paski. Na dużej patelni rozgrzej ok. dwie łyżki oliwy z oliwek, wrzuć paprykę i duś pod przykryciem przez kilka minut - powinna delikatnie zmięknąć. Paprykę trzeba konkretnie przysmażyć, a raczej wychwycić ten krótki moment między jej idealnym wysmażeniem a przypaleniem - dobrze, jeśli będzie miała lekko przypieczone, ciemniejsze miejsca.
Pietruszkę umyj i grubo posiekaj. Ciecierzycę wsyp do miski, dodaj podsmażoną paprykę. Skrop oliwą z oliwek (ok. dwie łyżki) i sokiem z cytryny. Dopraw do smaku solą i pieprzem i 1/2 łyżeczki ostrej papryki w proszku. Wymieszaj i dodaj natkę pietruszki.

Taka ciecierzyca ma jeszcze jedną zaletę - nadaje się właściwie na każdą porę roku. Może najlepiej rozgrzewa w deszczowe jesienne popołudnie, ale latem jest równie dobra na zimno ;) 



Share
Tweet
Pin
Share
13 komentarze


To jest TO ciasto. To, w poszukiwaniu którego skanuje się starannie zawartość świątecznego stołu tuż po wejściu do pokoju. To, którego obecność na stole daleko od domu daje jego namiastkę i zapewnia poczucie kompletności i komfortu. I co najważniejsze - to, którego upieczenie w dowolnym innym momencie roku jest po prostu nieprzyzwoite i niestosowne. Uwielbiam to ciasto do tego stopnia, że łamiąc ostatnio zasady i piekąc je wcześniej z intencją wstawienia na bloga, nieomal nie mogłam dzień wcześniej zasnąć z ekscytacji :D


Fakt, że podczas Bożego Narodzenia na stole pojawi się Orzechowiec był dla mnie w dzieciństwie równie oczywisty jak to, że rano wschodzi słońce. Dla mnie przez długi czas mojego dzieciństwa było to chyba jedyne świąteczne ciasto, które uważałam za zjadliwe - niespecjalnie przepadałam za typowo kremowymi przekładańcami, strucla z makiem wyglądała pięknie, ale wtedy była zdradliwie niesmaczna, a serniczek z rodzynkami (które należało starannie usunąć i ułożyć w schludny stosik na boku talerza) na kruchym cieście był może i smaczny, ale zdecydowanie mało świąteczny,  bo na stole pojawiał się w prawie każdą niedzielę.


Orzechowiec przed świętami Mama zawsze piekła dzień lub dwa wcześniej, bo dokładnie tyle potrzeba, żeby blaty zdążyły nieco zmięknąć. Kolejne cienkie, miodowe spody wyjeżdżały z piekarnika i były zawsze pierwszą rzeczą, którą widziałam po przyjściu do domu po ostatnich zajęciach przed przerwą świąteczną - i to oznaczało już definitywnie, że przygotowania do Świąt weszły właśnie na ostatnią prostą. Mi powierzano zadanie przekładania gotowych blatów masą i powidłami, a potem... cóż. Potem pozostawało już tylko czekać.


Wszystko w tym cieście jest idealnie wyważone. To jeden z tych starych przepisów, po które mogłabym sięgnąć bez wahania i które zawsze, ale to zawsze się udają. Kruche, miodowe (zawsze w dzieciństwie myślałam, że te spody są z piernika) blaty przełożone są słodką, maślaną masą grysikową i kwaskowymi powidłami, a całość okryta jest warstwą orzechów w gęstym, słodkim karmelu.


Orzechowiec
(na dużą, prostokątną blachę ok. 26 x 35 cm)

Miodowe blaty:
70 g masła
2 całe jajka
1 łyżeczka sody
1 szklanka cukru
400 g mąki pszennej
3 łyżki śmietany 18%
70g naturalnego miodu
Mąkę wymieszaj z sodą i cukrem. Wysyp składniki na stolnicę, zrób zagłębienie i wbij do środka jajka; dodaj posiekane masło, miód (jeśli się skrystalizował - rozpuść go w rondelku, przestudź i dodaj do pozostałych składników) i śmietanę. Zagnieć gładkie, nieklejące się ciasto. 
Ciasto dzielimy na tyle części, ile chcecie mieć warstw. Na dużą, prostokątną blachę zwykle dzielę ciasto na pięć części - wtedy są dwie warstwy z masą grysikową i dwie warstwy powideł. Ciasto ze zdjęć robiłam w mikroskopijnej tortownicy o średnicy ok. 20 cm, dlatego blatów wyszło suma summarum dwanaście :-). Co ważne: ciasto najlepiej jest zważyć i odważać też kolejne części. Przyznaję też bez bicia - rozwałkowanie tych blatów jest dość wymagające i najlepiej jest tego dokonać na stolnicy solidnie podsypanej mąką. Ja staram się zawsze rozwałkować płat ciasta tak, by przykryć nim sporą część blaszki, potem ewentualnie doklejając jakieś łatki. Blaty pieczemy w temperaturze 180 stopni (bez termoobiegu) przez około 8 minut.

Masa grysikowa
100 g masła
500 ml mleka
1/2 szklanki cukru
5 czubatych łyżek kaszy manny

Mleko z cukrem zagotuj i ciągle mieszając, wsypuj kaszę mannę. Gotuj, ciągle mieszając, przez około trzy minuty - masa nie powinna się zbrylić, powinna być raczej gładka i przypominać dość gęstą kaszę. Warto pamiętać, że masło jeszcze ją minimalnie zwiąże, więc ja zawsze staram się, żeby była nieco bardziej lejąca - potem ma idealną konsystencję. Masło pokrojone w małe kawałki dodaję wtedy, gdy masa jest jeszcze gorąca. Starannie połącz wszystkie składniki i odstaw masę do przestudzenia (w standardowej wersji blokowej, w sezonie przedświątecznym - po prostu wystaw garnek na balkon. Działa wyśmienicie).


Polewa orzechowa
120 g masła
1 szklanka cukru
200 g orzechów włoskich
2 łyżki naturalnego miodu
Na patelni rozpuść masło i dodaj cukier. Często mieszając masę na średnim ogniu (to ważne - na dużym szybko się przypali, na zbyt małym będzie to trwało w nieskończoność, a na taki luksus w przedświątecznym rozgardiaszu ciężko sobie pozwolić) dodaj też miód, a kiedy wszystkie składniki się połączą, dodaj posiekane orzechy. Polewę dobrze jest delikatnie przestudzić, ale im bardziej będzie tężeć, tym trudniej będzie ją równomiernie rozprowadzić. Ważne: jeśli pieczecie to ciasto w dużej blasze, warto jest zrobić polewę z podwójnej porcji. Moim zdaniem to bez wątpienia najlepsza warstwa tego ciasta i nie należy dopuścić do sytuacji, by któraś z części miodowego blatu była nią skandalicznie cienko pokryta.


Do montażu ciasta potrzebna jest jeszcze mocna, słodka herbata z cytryną - możecie też dodać do niej kroplę olejku arakowego. Blaty trzeba nią dość solidnie skropić (najlepiej z obydwu stron), bo - jak na ciasto z miodem przystało - są dość twardawe. Przekładaj ciasto: ciasto miodowe - masa grysikowa - powidła - ciasto miodowe - masa grysikowa - ciasto miodowe - powidła - ciasto miodowe - polewa orzechowa. Całość najlepiej kroi się kolejnego dnia i wtedy też delikatnie mięknie, więc dobrze jest je zrobić dzień wcześniej.
Sama mam taki system - dwa dni wcześniej piekę blaty i składam je w suche, chłodne miejsce. Dzień wcześniej przygotowuję całość i składam, a ostatniego dnia idealnie nadaje się do konsumpcji.


Ciasto zgłaszam do akcji Przepis na udane święta - mogę poręczyć za to ciasto, bo pojawia się u nas od dwudziestu lat. A to już nie jest byle jaki wynik ;)

Przepis na udane święta

A widoczne na zdjęciu srebrne łyżeczki pochodzą z serwisu Ambition Napoli.




Share
Tweet
Pin
Share
21 komentarze
Newer Posts
Older Posts
Przepisy kulinarne

About me


About Amalie

Piekę, czytam, podróżuję, fotografuję. A potem o tym wszystkim tutaj piszę.

Follow Me

  • Instagram
  • Facebook
  • Bookstagram

recent posts

Blog Archive

  • ►  2023 (1)
    • ►  lutego (1)
  • ►  2022 (31)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (1)
    • ►  października (3)
    • ►  września (1)
    • ►  sierpnia (4)
    • ►  lipca (2)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (2)
    • ►  kwietnia (5)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2021 (19)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (1)
    • ►  września (2)
    • ►  lipca (4)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (2)
    • ►  kwietnia (2)
    • ►  marca (2)
    • ►  lutego (1)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2020 (20)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (2)
    • ►  września (1)
    • ►  sierpnia (3)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  marca (3)
    • ►  stycznia (1)
  • ►  2019 (19)
    • ►  grudnia (1)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (3)
    • ►  maja (1)
    • ►  kwietnia (2)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (2)
    • ►  stycznia (5)
  • ▼  2018 (33)
    • ►  grudnia (3)
    • ▼  listopada (4)
      • Literackie balansowanie na granicach - Lissy (Luca...
      • Rozgrzewająca ciecierzyca z grillowaną papryką
      • Orzechowiec / Miodownik / Cudak z orzechami - najl...
      • 22. Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie - DUŻO...
    • ►  października (3)
    • ►  września (3)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (2)
    • ►  czerwca (4)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (2)
    • ►  marca (2)
    • ►  lutego (3)
    • ►  stycznia (3)
  • ►  2017 (35)
    • ►  grudnia (3)
    • ►  listopada (2)
    • ►  października (3)
    • ►  września (3)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (2)
    • ►  maja (2)
    • ►  kwietnia (2)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (6)
    • ►  stycznia (6)
  • ►  2016 (7)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (2)
    • ►  października (1)
    • ►  września (1)
    • ►  lutego (1)
  • ►  2015 (2)
    • ►  grudnia (2)
  • ►  2014 (9)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (1)
    • ►  maja (2)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  lutego (2)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2013 (27)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (1)
    • ►  października (1)
    • ►  września (2)
    • ►  sierpnia (2)
    • ►  lipca (3)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (4)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (2)
    • ►  stycznia (1)
  • ►  2012 (61)
    • ►  grudnia (4)
    • ►  listopada (1)
    • ►  października (4)
    • ►  września (5)
    • ►  sierpnia (9)
    • ►  lipca (4)
    • ►  czerwca (5)
    • ►  maja (7)
    • ►  kwietnia (9)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (5)
    • ►  stycznia (4)
  • ►  2011 (65)
    • ►  grudnia (6)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (3)
    • ►  września (7)
    • ►  sierpnia (4)
    • ►  lipca (9)
    • ►  czerwca (6)
    • ►  maja (4)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  marca (6)
    • ►  lutego (6)
    • ►  stycznia (9)
  • ►  2010 (40)
    • ►  grudnia (8)
    • ►  listopada (7)
    • ►  października (6)
    • ►  września (2)
    • ►  sierpnia (6)
    • ►  lipca (6)
    • ►  czerwca (5)

Created with by BeautyTemplates