C.J. Tudor - "Kredziarz" / "The Chalk Man"
Literacki
debiut C.J. Tudor trafił na anglojęzyczne półki zaledwie tydzień temu, a w
Internecie już teraz nie brakuje pochlebnych recenzji. Dzięki akcji wydawnictwa
Czarna Owca miałam szansę zapoznać się z książką na miesiąc przed jej polską
premierą… i przyznam, że trudno się od tej książki oderwać, czym autorka
sprawnie maskuje pewne jej mankamenty.
Czytelnik ma szansę obserwować
Eddiego i jego przyjaciół zarówno w okresie ich dzieciństwa (naznaczonego
zresztą burzliwymi i dość makabrycznymi zdarzeniami), jak i w życiu dorosłym.
Jest mnóstwo punktów zwrotnych, które przychodzi przetrwać Eddiemu – od
makabrycznego wypadku, który stawia na jego drodze Elisę i tytułowego
Kredziarza, poprzez serię nadużyć władzy, których dopuszcza się lokalny
wielebny, aż po rzecz tak banalną jak poznanie gry w wisielca i magii rysunków
wykonanych kredą. Każde z tych zdarzeń pociąga za sobą olbrzymie konsekwencje,
które uderzają w dziecięcych bohaterów całe lata po ich zaistnieniu. Seria
misternie utkanych intryg i makabrycznych morderstw przetacza się przez
idylliczne miasteczko, a wszystko łączy jeden element: schematyczne ludziki
rysowane kredą.
Tudor
ma na pewno lekkie pióro, dzięki czemu książkę pochłania się w ekspresowym
wręcz tempie. Barwnie, choć nieco powierzchownie nakreśla sylwetki bohaterów;
główna postać, Eddie, wzbudza rzecz jasna sympatię podszytą współczuciem.
Pozostali przyjaciele pozostają w jego cieniu i nie są opisani aż tak dokładnie
– ja miałam jednak tutaj pewien niedosyt. C.J. Tudor prowadzi narrację
naprzemiennie, przeplatając wątki teraźniejsze z wydarzeniami sprzed trzech
dekad; ten sprytny i dość chętnie stosowany zabieg sprawia, że trudno książkę
odłożyć na bok. Pozwala on też odkrywać motywacje bieżących zachowań bohaterów
wynikające z dawnych przeżyć. Fabuła rozwija się sprawnie, choć docierając do
połowy powieści czytelnik nadal nie dowiaduje się wielu kluczowych kwestii; w
tym miejscu coś w tej książce się jednak wykoleja, narracja przez chwilę błądzi
wśród uprzednio porzuconych wątków, by z impetem powrócić na właściwe tory na
kilkudziesięciu ostatnich stronach. Autorka rozpoczyna stosunkowo dużo wątków
jak na książkę takiej objętości, czego rezultatem jest ich późniejsze niedbałe
zakańczanie. Jedną z największych przyjemności w czytaniu kryminału jest
podążanie za bohaterami i podejmowanie prób w odgadnięciu kto, co, dlaczego –
tutaj element zaskoczenia pojawił się w moim przypadku bardzo późno, bo fabuła
rozwija się chwilami dość przewidywalnie. „Kredziarz” wiele za to zyskuje
dzięki epilogowi, nawet jeśli jest on nieco nieprawdopodobny.
Pomimo
tych drobnych niedostatków, debiut C.J. Tudor to kryminał dobrze wyważony, moim
zdaniem idealnie odpowiadający oczekiwaniom czytelników z grupy doceniającej
książki YA. Nie jest ostentacyjnie makabryczny, wątki prowadzone są sprawnie, a
główni bohaterowie wzbudzają raczej dość ciepłe odczucia. Słowem – to kryminał,
który określiłabym mianem „lekkiego”. Nie jest to lektura przygniatająca
psychicznie, zmuszająca do głębokich przemyśleń; nie jest to też książka
epatująca przemocą, chociaż bystry czytelnik z pewnością dostrzeże jej
drastyczne przejawy. Gdzieś w połowie coś tak faktycznie delikatnie szwankuje,
ale potem nie sposób się od tej książki oderwać – ostatnie 150 stron
przeczytałam za jednym zamachem. Podsumowując: to świetna powieść, jeśli
szukacie kryminału jednotomowego (ciężko takie ostatnimi czasy znaleźć), może i
nieco przewidywalnego, ale za to napisanego sprawnie i z pomysłem – „Kredziarz”
to dobry wybór na styczniowe popołudnie.
Czytając
tę książkę nie mogłam jednak oprzeć się wrażeniu, że ten klimat gdzieś już był.
Proza C.J. Tudor przypomina mi nieco twórczość Stephena Kinga (choć literacki
debiut jedynie ociera się o horror), zwłaszcza pod względem osadzenia akcji –
spokojne, małe miasteczko, grupka nastolatków prowadzących całkowicie normalne
życie. Brzmi jak większość książek Kinga, w których zło czai się wszędzie, a
szczególną sympatią darzy małe, niepozorne mieściny. Ze względu na podobne
wątki – grupkę przyjaciół, powrót makabrycznych wspomnień po latach, tajemnicze
zgony – praktycznie cały czas podczas czytania „Kredziarza” miałam w tyle głowy
To. Z drugiej strony na wizualną
stronę moich wyobrażeń olbrzymi wpływ miał serial Stranger Things, bo i tutaj są pewne podobieństwa – na bardzo
ogólnym wprawdzie poziomie, ale jednak. Cały czas towarzyszyło mi wrażenie, że
ta powieść to idealny mariaż horroru Stephena Kinga z wizualną warstwą Stranger
Things.
Nie lubię się też czepiać… ale przytoczę Wam pewien nadzwyczaj ciekawy fragment ;)
„
– Alice Cooper w Twoich ustach?
-
Co, dziwisz się? Zawsze lubiłem jej
muzykę.”
Miałam szansę zapoznać się z książką dzięki uprzejmości Wydawnictwa Czarna Owca. Dziękuję za przesłanie mi jednego z 200 egzemplarzy promocyjnych!
4 comments:
Prześlij komentarz