Podróże w czasie: zwiedzanie budynku Z w Nowej Hucie (budynki administracyjne) - dużo zdjęć
Monumentalne budynki administracyjne Nowej Huty (i znajdujące się pod nimi schronach) są już, powiedziałabym, legendarne, ale nie jest wcale aż tak łatwo je zwiedzić. Mimo szczerych chęci zwiedzenia tego miejsca od bardzo, bardzo dawna, nie miałam dotychczas takiej okazji - aż do wyjścia zorganizowanego zeszłej jesieni przez igerskrakow. W towarzystwie przewodnika z Małopolskiego Stowarzyszenia Miłośników Historii "Rawelin" zajrzeliśmy w przeróżne kąty centrum administracyjnego i spędziliśmy w budynku dwie godziny, choć mogłabym eksplorować go co najmniej przez cały dzień.
A najlepiej to kilka.
Mieliśmy ogromne szczęście, bo dzień był nadzwyczaj ciepły i słoneczny jak na końcówkę października, a słońce wpadające przez duże okna podkreślało fakturę kamienia i detale wykończeń we wnętrzach. Świetnie było to widać na przykład w holu na pierwszym piętrze, gdzie pasma słońca kładły się na kamiennych posadzkach, ukrywały lekko sfatygowane obicia foteli, akcentując jednocześnie solidne rzemiosło.
W przypadku Budynku Z w Nowej Hucie słowo-klucz to niewątpliwie "monumentalny". Wszystkie elementy reprezentacyjnych pomieszczeń były wykonywane na zamówienie; meble, żyrandole, sztukateria, elementy żeliwne nie były zamawiane z prefabrykatów ani w ramach masowej produkcji (co pozwala ułożyć sprawy w pewnej perspektywie; szafki RTV typu 600-204 tu nie znajdziemy). Ogromne stoły, ciężkie krzesła, dostojne żyrandole i spektakularne parkiety to tylko część zachowanych elementów wystroju centrali.
Część pomieszczeń zachowała oryginalny charakter, znajdują się tam też przedmioty z epoki (np. telefony, dziurkacze, butelki z wodą, proporczyki). W części biur zaaranżowano lekko przestrzeń, wykorzystując (jak podejrzewam) rekwizyty znalezione w zastanej sytuacji. Dla mnie wejście do jednego z tych biur było jak podróż do czasów dzieciństwa, kiedy odwiedzałam w pracy siostrę mamy; w tych pokojach budynku Z unosił się ten sam zapach wykładziny, dokumentów wypełnianych na charakterystycznym, żółtawym papierze, kurzu i kawy.
Widać też, że budynek był jeszcze nie tak dawno użytkowany, bo część pomieszczeń przeszła lekki remont i bardziej już przypomina biura dobrze znane z serialowych wnętrz wczesnych lat 2000. Poza miejscami zadbanymi i ewidentnie utrzymywanymi w dobrej kondycji (choć możliwie jak najmniej inwazyjnie) są też zakamarki, gdzie widać już upływ czasu i negatywny wpływ faktu, że ostatni faks wysłano w tym budynku już chwilę temu.

To pomieszczenie z kolei wywołało we mnie spory niepokój; gdzieś podskórnie czułam, że tu nie podejmowano raczej łatwych decyzji, a całe widoczne oprzyrządowanie wyglądało dość groźnie. Jestem natomiast pod ogromnym wrażeniem stopnia zachowania poszczególnych biur - można chwilami czuć się tak, jakby ktoś za chwilę miał przynieść sobie kawę w szklance z koszyczkiem i wrócić do swoich zajęć.
Jeśli tylko będziecie mieć okazję, polecam zwiedzanie Budynku Z - bez względu na to, czy bardziej interesuje Was historia, szlak krakowskiego modernizmu, architektura czy opuszczone miejsca. Rawelin co jakiś czas organizuje spacery dla indywidualnych osób, więc warto śledzić ich stronę (przy czym nie są to wydarzenia cykliczne), warto też śledzić alternatywne możliwości zwiedzania w grupach organizowane przez krakowskich przewodników.
Huta z wielu powodów intrygowała mnie od zawsze, a teraz udało mi się nieśmiało zajrzeć pod podszewkę wszystkich jej tajemnic i zobaczyć, co kryje się za tymi ogromnymi fasadami.
0 comments:
Prześlij komentarz