Facebook Instagram (Fuzja Smaków) Instagram (alakko.reads)

Fuzja Smaków

  • Home
  • O mnie
  • Kontakt
  • Spis Przepisów
    • Ciasta
    • Obiady
    • Ciasto drożdżowe
  • Recenzje
Gdybym miała wskazać jedną rzecz, która chyba już do końca życia będzie mi się kojarzyć z czasem social distancing, kawarantanną i generalnie pandemią, oprócz ogólnego niepokoju, rozbicia i całkowicie przypadkowych lęków byłby to (na szczęście!) właśnie chleb bananowy.
Był taki czas, że rumiane bananowe bochenki przewijałam kilka razy dziennie na każdym feedzie, jaki tylko posiadam. Sama się w końcu poddałam i przez kilka tygodni co tydzień, z zaskakującą regularnością, wyciągałam z piekarnika podrasowany chleb naszpikowany orzechami i czekoladowymi kroplami.
Mam też wrażenie, że wielu osobom ten prosty wypiek pozwolił uwierzyć we własne umiejętności i zacząć przygodę z pieczeniem w domu. Wyhodowanie własnego zakwasu sprawiło, że połowa z nas nie ma poczucia całkowicie zmarnowanej kwarantanny (przecież to prawie jak utrzymanie przy życiu zwierzęcia domowego), inni za punkt honoru postawili sobie zdobycie drożdży, a jeszcze inni czekali z niecierpliwością na bezlitośnie powoli czerniejące banany.


 Po wielu upieczonych chlebkach na bazie przepisu Sophie Dahl stworzyłam swój, który idealnie pasuje do moich oczekiwań. Nie lubię gliniastych, ciężkich, mokrych wypieków i najchętniej włożyłabym je jeszcze na pół godziny do piekarnika, dlatego do ciast z dużym powinowactwem do zakalca dodaję więcej proszku do pieczenia i sody niż jest w podstawowym przepisie.

Więc nie, to nie jest ciężki, mokry chleb bananowy.  Jest wilgotny akurat w tym idealnym punkcie, kiedy nie mam podejrzeń, że jest po prostu surowy, ale jeszcze się nie kruszy. I jest pełen dobra wszelakiego, w tym przypadku grubo posiekanych orzechów włoskich i kropel gorzkiej czekolady. 

Równie dobrze możecie tu dodać to, na co macie ochotę, albo bakalie zalegające Wam w szafkach po wielkanocnych wypiekach. Jedne z najlepszych kombinacji to migdały i gorzka czekolada, żurawina i biała czekolada, gorzka czekolada i pomarańcza czy orzechy pekan.


Chlebek bananowy z orzechami i czekoladą
(za przepisem Sophie Dahl z moimi zmianami)
 3 duże, bardzo dojrzałe banany
1 rozbite jajko
125 g brązowego cukru
70 g miękkiego masła
170 g mąki
1 łyżeczka sody + 3/4 łyżeczki proszku do pieczenia
szczypta soli
garść grubo posiekanych orzechów włoskich
25 g czekoladowych łezek
Najpierw warto przygotować sobie blaszkę - najlepsza będzie keksówka o długości 23 cm, ale czasami korzystam też z jednorazowych, aluminiowych form. Natłuszczam je masłem i osypuję bułką tartą.
Banany rozgnieć widelcem i dodaj do nich jajko, cukier i masło; połącz wszystkie składniki. W drugiej misce wymieszaj mąkę z sodą, solą, proszkiem do pieczenia, orzechami i czekoladą. Suche składniki dodaj do masy bananowej i wymieszaj widelcem do połączenia składników. Takie ciasta nie lubią zbyt długiego intensywnego mieszania, więc wystarczy je kilka razy zamieszać aż w masie znikną suche fragmenty mąki.
Masę przelej do formy i wstaw do nagrzanego piekarnika na ok. 50-60 minut. Po 30 minutach sprawdź, czy wierzch się za bardzo nie zrumienił (mój zawsze łapie opaleniznę jak Ross w solarium) i ewentualnie przykryj ciasto folią. Gotowy chlebek wystudź w foremce. 





Share
Tweet
Pin
Share
2 komentarze

Jednym z miejsc, które szczególnie chciałam zobaczyć będąc w Nowej Anglii, był kampus Uniwersytetu Harvarda. Harvard jest chyba znany na całym świecie i funkcjonuje jako wzorcowa instytucja, wypuszczająca spod swoich skrzydeł laureatów Nagrody Nobla i polityków kształtujących dynamikę relacji całego świata. Nie brak też jednak mrocznych stron uczelnianej historii, a praktycznie co roku jak bumerang powraca temat wątpliwych praktyk rekrutacyjnych, raczej nieprzyjaznych mniejszościom etnicznym. Warto też dodać, że aż 70% studentów pochodzi z najbogatszych Amerykańskich rodzin.

Instytucja zwartego kampusu uniwersyteckiego nie jest w Polsce aż tak głęboko zakorzeniona, bo w większości dużych miast poszczególne placówki są rozproszone po ich najróżniejszych zaułkach. Tymczasem zwiedzanie głównego kampusu Harvardu (Harvard Yard) nie powinno zająć Wam więcej niż dwie godziny.

W drodze powrotnej do miasta warto też wysiąść na stacji Kendall/MIT i przejść przez okolicę, w której położone są budynki Massachusetts Institute of Technology. Ciekawą opcją jest powrót do stacji Charles/MGH wzdłuż brzegu rzeki po Charles River Esplanade, po drodze można jeszcze spojrzeć na budynki z drugiego brzegu rzeki i po prostu poobserwować ludzi ;)

Istotne informacje:

Czas trwania: Harvard Yard można spokojnie obejść w ciągu półtorej-dwóch godzin, więc to dobra opcja na zwiedzenie czegoś poza miastem, praktycznie z niego nie wyjeżdżając.

 Trudność: Niska. Obydwa kampusy są położone w dużym stopniu na równym terenie, wszędzie jest sporo miejsc, gdzie można też odpocząć.

Sposób zwiedzania: Harvard oferuje walking tours, które są prowadzone przez studentów uniwersytetu. Ich rozkład można sprawdzić na stronie uniwersytetu, widać zresztą te grupki spacerujące po kampusie, więc pewnie można też do nich swobodnie dołączyć. 
Jeśli wolicie zwiedzać samodzielnie, w Richard A. and Susan F. Smith Campus Center, położonym tuż obok stacji metra, możecie za 3$ zakupić mapkę z najważniejszymi miejscami. Bardzo przydatna rzecz :)


Najstarszy z amerykańskich uniwersytetów został założony w XVII wieku, co jest zbieżne w czasie z okresem ufundowania wielu europejskich instytucji nauczania wyższego. Nie powinien też zaskakiwać europejski charakter zabudowy, bo Harvard opierał się na całym dobrodziejstwie inwentarza, z którym Purytanie przypłynęli zza Atlantyku. 


Większość nowych kampusów - czy to uniwersytetów, czy stanowych i miejskich college'ów - jest raczej ulokowana w nowoczesnych budynkach i nie przypomina zabudowy typowej dla Ivy League.
Mi przede wszystkim Harvard przypominał mapkę uniwersyteckiego otoczenia w... The Sims. To ten przypadek, kiedy nasza studencka rzeczywistość nie jest podobna do tej przedstawionej w grze, ale kilka minut spaceru po Harvard Yard sprawiło, że wszystko wskoczyło na swoje miejsce.
Budynki na zdjęciu powyżej to akademiki, które są położone dosłownie kilkaset metrów od budynków dydaktycznych. Na przełaj przez trawnik biegną studenci z notatkami, ktoś wiezie na wózku ogromne płótna z pracami plastycznymi, a gdzieś w tle z porannego treningu wraca drużyna lacrosse. Studenckie życie, ale nieco inaczej.


Wszędzie są rozstawione krzesła, więc można znaleźć sobie miejsce, chwilę odpocząć i poobserwować innych. Kampus jest otwarty dla wszystkich, a w ciepłych miesiącach turystów jest tu chyba równie dużo co studentów. 
W tle na zdjęciu widzicie boczną ścianę Massachusetts Hall, najstarszego budynku na Harvardzie i drugiego najstarszego budynku akademickiego w Stanach. Obecnie są tu pomieszczenia administracyjne, a jedno z pięter pełni rolę akademika.
Legenda głosi, że ponoć kiedyś w harwardzkich akademikach było tak koszmarnie zimno, że studenci ocieplali atmosferę w pokojach rozgrzanymi kulami armatnimi ;)


Skwer i główny budynek uniwersyteckiej biblioteki w tle. Harvardzki księgozbiór jest jednym z najbardziej imponujących w skali nie tylko kraju, ale i świata. Można tu znaleźć nie tylko unikatowe egzemplarze dzieł literackich, ale i te, na myśl o których przechodzą nas dreszcze. Kilka lat temu potwierdzono, że jedna z książek została oprawiona w ludzką skórę.


I rzut w drugą stronę. Raczej trudno tu zapomnieć, gdzie się znajdujemy, bo na całym kampusie pełno jest flag, a kolor Harvard Crimson jest wszechobecny. Jeśli poszukujecie pamiątek, w każdym kiosku i drogerii (nadzwyczaj bogaty asortyment jest w dwupiętrowym CVS przy Harvard Square) możecie kupić podkoszulki, bluzy, magnesy, kubki, przypinki i smycze... słowem, czego dusza zapragnie.


Jak widać na zdjęciu, Harvard to nie tylko ceglane budynki pamiętające czasy, gdy w murach uczelni nauki pobierali Ojcowie Założyciele ;) Science Center wygląda na ten przykład całkiem nowocześnie. Od wiosny do jesieni obok tego budynku co wtorek odbywa się też Farmer's Market, gdzie można kupić warzywa, owoce, a także wyroby lokalnych producentów.


Rzut na Harvard Yard ze schodów Fogg Museum. W tle widać wejście od wschodu do Sever Hall.


Wiele ciekawych miejsc znajduje się już poza ścisłym obrębem Harvard Yard, po drugiej stronie ulicy. Warto się tu zapuścić choćby po to, by zobaczyć jedyny budynek w Stanach zaprojektowany przez Le Corbusiera, w którym mieści się The Carpenter Center for the Visual Arts (widać go nawet na tym zdjęciu po lewej stronie).
Jeden z moich ulubionych harvardzkich zaułków, zaciszny plac między Barker Center i Faculty Club. 


Cegła, cegła i jeszcze więcej cegły ;) Po prawej fragment Beck-Warren House, w tle typowa zabudowa w Cambridge. To był kolejny moment konfrontacji studenckiej rzeczywistości z Simsów z własnymi doświadczeniami - tak, studenci faktycznie mieszkają w tych domach z wykuszowymi oknami ;)


A oto i yours truly przed Barker Center - gdybym studiowała na Harvardzie, to właśnie tu mieściłby się mój wydział, bo wśród wielu instytutów ma tu siedzibę katedra anglistyki. Podziwiałam z daleka ;)


Pomnik założyciela Johna Harvarda. Biedny tam cały czas siedzi i podziwia te korowody studentów i turystów...


... a do tego wszyscy polerują mu buty. No nie mogłam być gorsza ;)


A wycieczkę po Harvardzie kończę ujęciem boskich hortensji, które kwitną wokół Faculty Club na potęgę.
Generalnie - jak na najbogatszy uniwersytet przystało - harvardzka zieleń jest przystrzyżona na tip top i tak jak wszystko na kampusie, robi naprawdę niezłe wrażenie ;)


I Thirsty Scholar Pub w Somerville. To właśnie tu kręcono pierwsze sceny The Social Network, gdzie Jesse Eisenberg i Rooney Mara rozmawiają w pubie.
Warto wspomnieć, że od lat Harvard nie wyraża już zgody na kręcenie filmów na terenie kampusu. Dlatego to, co widać w nowych produkcjach, w rzeczywistości harvardzkimi budynkami nie jest ;)
Share
Tweet
Pin
Share
No komentarze

Mimo coraz większego otwarcia na świat i coraz sprawniej rozwijającego się sektora turystyki, Korea Północna pozostaje nadal owiana tajemnicą i tylko nieliczni przekraczają jej granicę. Fascynuje bezwzględnym reżimem i równie imponującym oddaniem obywateli, którzy dla swoich przywódców są skłonni zrobić zaskakująco wiele. Michael Palin, jeden z członków legendarnej grupy Monty Pythona, już od dłuższego czasu próbuje oderwać etykietkę tego miłego i eksploruje przeróżne, najbardziej niebezpieczne zakątki świata. Wyprawa do Korei Północnej zaowocowała dwuodcinkowym mini-serialem dokumentalnym, a nakładem Wydawnictwa Insignis, którego uprzejmości zawdzięczam swój egzemplarz, właśnie ukazał się dziennik z tej niezwykłej podróży.



Podzielony na kilkanaście dni dziennik jest zapisem codziennych wędrówek po Korei i eksploracji tego niezbadanego kraju. W ciągu dwutygodniowej wyprawy w towarzystwie północnokoreańskich przewodników autor wyjeżdża także w bardziej rolnicze części kraju, co pozwala na stworzenie pełniejszego obrazu tego pełnego kontrastów kraju. Przewijającym się motywem jest jednak spora frustracja wynikająca z trudności w nawiązaniu kontaktu z obywatelami Korei – każdy ruch i reakcja autora nieprzewidziane w protokole spotykały się ze sporym niezadowoleniem osób nadzorujących wizytę. Narazić można się nawet fotografując pomnik pod niewłaściwym kątem, więc o faux-pas zdecydowanie w tych warunkach nietrudno.
            Palin powstrzymuje się od wydawania politycznych opinii i osądów; trudno też tę książkę nazwać kompendium wiedzy o północnej Korei. Swego czasu czytałam całkiem sporo o kraju, w tym również reportaży i relacji osób, które z niego uciekły – autor porusza wiele kwestii powierzchownie i tylko nawiązuje do najważniejszych historycznych wydarzeń. Sucha wiedza ustępuje tu subiektywnym odczuciom, przez co ciężko tę pozycję traktować jak merytoryczne źródło wiedzy o Korei; bez wątpienia jest jednak przyjemnym uzupełnieniem posiadanych informacji.
            „Jest chyba pod dużym wrażeniem, kiedy mówię mu, że byłem tu dwadzieścia dwa lata temu (kręciliśmy „Full Circle” dla BBC). Stałem po drugiej stronie i słuchałem amerykańskiej wersji wydarzeń. Korea Północna jawiła się jako państwo znacznie bardziej agresywne niż to, które malowano przede mną dzisiaj. Wyrażam nadzieję, że kiedy przyjadę tu za następne dwadzieścia lat, strefa będzie naprawdę zdemilitaryzowana. Może będzie tu park, w którym dzieci będą się bawić, a Koreańczycy z Północy i Południa – razem siedzieć, jeść i rozmawiać. „Też mam taką nadzieję” – stwierdza i posyła mi rzadki, autentyczny uśmiech”.”



Na tę wyprawę Michael Palin wyruszył z otwartym umysłem, co w kraju takim jak Korea Północna łatwe nie jest. Zbyt wiele opracowań i reportaży charakteryzuje narracja pełna przekonania o wyższości „rozwiniętego” Zachodu i jego przewagi nad Koreą. Tym, co bez wątpienia urzeka w tej książce jest neutralność – a może wręcz ciekawość autora wobec zupełnie obcych praktyk, nakazów i zachowań wynikających z obowiązującego reżimu. Z olbrzymią dozą delikatności podchodzi do tego, co może w tym kraju zdumiewać, nie próbując narzucać swojego myślenia i doświadczeń rozmówcom. Mam wrażenie, że to zanikająca sztuka w dziejach dziennikarstwa nastawionego na tani skandal ... Z jednej strony nie jest to przygnębiająca wizja Korei, do jakiej przywykliśmy, z drugiej – daleko autorowi do chwalenia reżimu.  
            Książka liczy niespełna 200 stron, a sporą jej część wypełniają fotografie uzupełniające opowiedziane historie. Jej uzupełnieniem jest krótki rozdział, który pozwala też poznać techniczne kulisy powstawania serii – nawet żałowałam, że nie był nieco dłuższy.  Całość czyta się błyskawicznie, a lekki styl autora sprawia, że to idealna książka na podróż.


Share
Tweet
Pin
Share
2 komentarze
Newer Posts
Older Posts
Przepisy kulinarne

About me


About Amalie

Piekę, czytam, podróżuję, fotografuję. A potem o tym wszystkim tutaj piszę.

Follow Me

  • Instagram
  • Facebook
  • Bookstagram

recent posts

Blog Archive

  • ►  2023 (3)
    • ►  marca (1)
    • ►  lutego (2)
  • ►  2022 (31)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (1)
    • ►  października (3)
    • ►  września (1)
    • ►  sierpnia (4)
    • ►  lipca (2)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (2)
    • ►  kwietnia (5)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2021 (19)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (1)
    • ►  września (2)
    • ►  lipca (4)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (2)
    • ►  kwietnia (2)
    • ►  marca (2)
    • ►  lutego (1)
    • ►  stycznia (2)
  • ▼  2020 (20)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (2)
    • ►  września (1)
    • ►  sierpnia (3)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (1)
    • ▼  maja (3)
      • Kwarantannowy chlebek bananowy z orzechami i czeko...
      • Jak zmądrzeć przez osmozę, czyli spacer po Harvard...
      • Literackie podróże w czasach COVID - Michael Palin...
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  marca (3)
    • ►  stycznia (1)
  • ►  2019 (19)
    • ►  grudnia (1)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (3)
    • ►  maja (1)
    • ►  kwietnia (2)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (2)
    • ►  stycznia (5)
  • ►  2018 (33)
    • ►  grudnia (3)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (3)
    • ►  września (3)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (2)
    • ►  czerwca (4)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (2)
    • ►  marca (2)
    • ►  lutego (3)
    • ►  stycznia (3)
  • ►  2017 (35)
    • ►  grudnia (3)
    • ►  listopada (2)
    • ►  października (3)
    • ►  września (3)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (2)
    • ►  maja (2)
    • ►  kwietnia (2)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (6)
    • ►  stycznia (6)
  • ►  2016 (7)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (2)
    • ►  października (1)
    • ►  września (1)
    • ►  lutego (1)
  • ►  2015 (2)
    • ►  grudnia (2)
  • ►  2014 (9)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (1)
    • ►  maja (2)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  lutego (2)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2013 (27)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (1)
    • ►  października (1)
    • ►  września (2)
    • ►  sierpnia (2)
    • ►  lipca (3)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (4)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (2)
    • ►  stycznia (1)
  • ►  2012 (61)
    • ►  grudnia (4)
    • ►  listopada (1)
    • ►  października (4)
    • ►  września (5)
    • ►  sierpnia (9)
    • ►  lipca (4)
    • ►  czerwca (5)
    • ►  maja (7)
    • ►  kwietnia (9)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (5)
    • ►  stycznia (4)
  • ►  2011 (65)
    • ►  grudnia (6)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (3)
    • ►  września (7)
    • ►  sierpnia (4)
    • ►  lipca (9)
    • ►  czerwca (6)
    • ►  maja (4)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  marca (6)
    • ►  lutego (6)
    • ►  stycznia (9)
  • ►  2010 (40)
    • ►  grudnia (8)
    • ►  listopada (7)
    • ►  października (6)
    • ►  września (2)
    • ►  sierpnia (6)
    • ►  lipca (6)
    • ►  czerwca (5)

Created with by BeautyTemplates