Facebook Instagram (Fuzja Smaków) Instagram (alakko.reads)

Fuzja Smaków

  • Home
  • O mnie
  • Kontakt
  • Spis Przepisów
    • Ciasta
    • Obiady
    • Ciasto drożdżowe
  • Recenzje

   




Krótko mówiąc: jeśli traficie na dobrą pogodę, jak najbardziej. Jeśli nie, rozejrzałabym się za inną opcją. A w listopadzie czy grudniu ta pogoda faktycznie bywa różna, więc chyba przemyślałabym następnym razem inne kierunki. Po tej wycieczce została mi taka myśl, że może te mniej udane wyjazdy (które nadal, przy dużej dozie dystansu i poczucia humoru, mogą przynieść sporo dobrych wspomnień) są po to, żeby bardziej docenić te, kiedy wszystko idzie zgodnie z planem ;) 

W słoneczne dni jest naprawdę przyjemnie, choć Etna nie pokazała nam się aż do ostatniego poranka, tuż przed wylotem. A i widoki z tarasu kościoła położonego naprzeciwko katedry św. Agaty wynagradzają wiele - a już na pewno wejście po ekstremalnie wąskich i stromych schodkach na górę. 




Niezależnie od pory roku działa też targ rybny (La Pescheria), a w uliczkach dookoła rozstawiają się stoiska z owocami i warzywami. Bagaż podręczny pomieści wiele, na przykład kilogram sycylijskich cytryn 🍋














Listopad nie listopad, Villa Bellini zachwyca zielenią, więc polecam wpisanie parku na listę miejsc do zobaczenia. Nie jestem obiektywna, bo jestem wielką fanką parków miejskich niezależnie od szerokości geograficznej, ale to miejsce sprawiło, że Katania nieco zyskała w moich notowaniach. 







Plusem późnojesiennych/wczesnozimowych wycieczek na pewno są świąteczne ozdoby, tysiące migoczących światełek i dekoracje na ulicach.






Minusy? Jednak jak pada, to na całego. Na cztery spędzone na Sycylii dni przez trzy było wietrznie i deszczowo. Pomimo szczerych chęci i wychodzenia mimo wszystko na zewnątrz (wszak nie ma złej pogody, jest tylko złe ubranie), Katania robi w takiej aurze dość przygnębiające wrażenie, a piętrzące się na każdym rogu sterty śmieci na pewno nie poprawiają sytuacji. Poza sezonem trzeba się też liczyć z tym, że część miejsc będzie zamknięta; trudno też nie odnieść wrażenia, że tolerancja miejscowych mieszkańców na turystów jest jakby... mniejsza. 







Ale odwiedzić miejsce z teledysku do Coldplayowego "Violet Hill" można w każdej aurze ;). Na podwórko Palazzo Biscari można wejść tak po prostu, zwiedzanie wnętrza jest już płatne.


Warto też pamiętać, że Katania (poza sezonem chyba w szczególności) dla typów spacerująco-wędrujących może nie okazać się aż tak ciekawa. Niepokojąco często towarzyszyło nam wrażenie, że ciągle idziemy do jakiegoś szczególnego miejsca, a w tym szczególnym miejscu okazywało się, że jest ono... takie sobie. 



Niemniej jednak - warto pojechać samemu i się przekonać. Może traficie na lepszą pogodę, czego bardzo Wam życzę :D 







 
Share
Tweet
Pin
Share
No komentarze

        



Koźlaczki powracają - i to w jakim stylu! Pierwszy zbiór opowiadań, "Cud, miód, malina", zdobył moje serce i sprawił, że oswoiłam gatunek, po którego wodach trochę bałam się nawigować. Postanowiłam kontynuować tę podróż z kolejnym tomem i "Cuda wianki" nie rozczarowują: oto kolejna okazja do odwiedzenia Zielonego Jaru, wypicia kawy w Star Bunny i spotkania z dobrze znanymi już bohaterami. Ja mam zamiar jeszcze poeksplorować ten gatunek - a i Was zachęcam do wycieczki przez kolejne strony działu Fantasy na TaniaKsiazka.pl :)

"Cuda wianki" to mieszanka rodzinnego ciepła, intrygi i magii, doprawionych dodatkowo szczyptą humoru. Aneta Jadowska wykreowała cały paneton bohaterów, z którymi - pomimo ich magicznych mocy - można się łatwo utożsamić. Śledzenie ich przygód w pięciu opowiadaniach pozwala spojrzeć na nich i ich motywacje z innej perspektywy, dodając im wielowymiarowości. Nie zmienia się fakt, że klan Koźlaczek to barwne, charakterne bohaterki o wyrazistych osobowościach, do których z największą przyjemnością się powraca.

Na uwagę zasługują też piękne wydanie utrzymane w stylistyce poprzedniego tomu i ilustracje Magdaleny Babińskiej - piękne wizualne cukierki. Gdyby paniom przyszedł kiedyś do głowy pomysł wydania powieści graficznej, pierwsza ustawiłabym się w kolejce po własny egzemplarz! 







"Cuda wianki" to pięć opowiadań; to między innymi format sprawia, że książkę czyta się tak szybko (czynnikami znacznie przyczyniającymi się do ekspresowej lektury są też: duża czcionka, dynamiczna akcja, lekkie pióro). Doskonale będą na przykład wchodzić między kolejną porcją świątecznego serniczka a spacerem ;). A propos świąt - myślę, że książka sprawdzi się doskonale jako prezent, nawet jeśli obdarowana osoba nie czytała pozostałych książek z uniwersum. Jeżeli będziecie chcieli wybrać coś innego, zachęcam do odwiedzenia działu Bestsellery na TaniaKsiazka.pl - dobrych książek tam nie brakuje!


Ja co prawda nie wszystkie opowiadania polubiłam w równym stopniu, ale nie zmienia to faktu, że w ogólnym rozrachunku zbiór wypada bardzo korzystnie. Najtrudniej było mi się przekonać do "Rui i porubstwa", bo tutaj moje poczucie humoru rozminęło się z tym w historii, za to wyjątkowo polubiłam się z opowiadaniem otwierającym tom. Sama fabuła jest dość lekka, choć miejscami zahacza o trudniejsze tematy (niemniej nie jest to nic, co wymagałoby uwzględniania TW). Zdecydowanie bawiłam się dobrze przy tej książce, bo znam i lubię bohaterki, dlatego może przymykam oko na łatwe do rozwikłania zagadki - trudno mi powiedzieć, jakie wrażenia z lektury wyniesie osoba wymagająca od zagadek większej nieprzewidywalności, a od fabuły bardziej rozbudowanego elementu zaskoczenia.

Różnie bywa z sympatią do poszczególnych opowiadań, różni się też obecność poszczególnych bohaterów w całym tomie. Pokochałam Narcyzę i zdecydowanie mam niedosyt perypetii rezolutnej nestorki rodu w "Cudach wiankach", ale mam nadzieję, że może to zwiastować jakąś rekompensatę w kolejnym tomie. Wśród pozostałych postaci, pomimo jej wydatnej obecności, trochę schowała się też Malina, nie pogardziłabym też poszerzeniem wątku Klona - mam do chłopaka słabość, trzeba przyznać - za to wreszcie mamy więcej Aronii! To postać stanowiąca przyjemną przeciwwagę dla chaotycznych krewniaczek, w poprzednim tomie przewijająca się nieco w tle. 




Tym razem więcej tu motywów przygodowych i zagadek z nutą kryminalną, a mniej magii; wiedźmowe talenty Koźlaczek rzecz jasna nadal się pojawiają, raz ratując je z opałów, innym razem wywołując katastrofalną w skutkach lawinę zdarzeń, ale raczej nie wysuwają się na pierwszy plan. Z innych różnic: mam wrażenie, że w tej części autorka zdecydowanie częściej posługuje się odważnym językiem i sięga do żartów z podtekstem (co przy mało złożonych zagadkach i intrygach sprawia, że trudno mi określić docelowego odbiorcę tych historii). 

Mam niesamowitą słabość do Koźlaczek i chętnie wracam do Zielonego Jaru, bo to trochę jak powrót do domu i spotkanie z dawno niewidzianymi znajomymi. Chciałabym przy tym zaznaczyć, że zarówno pierwszy, jak i drugi tom czyta się dobrze nawet bez dodatkowej znajomości książek, których bohaterkami są Koźlaczki - a na przykład od "Dyni i Jemioły" się już kiedyś odbiłam, więc jest to możliwe. 

"Cuda wianki" to taka książka na długie jesienne i zimowe wieczory, która koi, rozbawia, po którą sięga się wtedy, gdy ma się ochotę zaszyć na chwilę w samotności i zniknąć w świecie, gdzie ktoś zawsze cię złapie, gdy upadasz. Czasem przytuli, czasem przywoła rzeczowo do porządku ;).


"Cuda wianki" Aneta Jadowska
Wydawnictwo SQN Imaginatio, 2022
Ilustracje: Magdalena Babińska



Za współpracę barterową przy tytule dziękuję TaniaKsiazka.pl.
Share
Tweet
Pin
Share
No komentarze

       



"Ona wie, a to pojawi się nagle. Wszystkie rzeczy, które powinna była zrobić. Kłamstwa, które mówiła, i sekrety, które zachowała. Nie może ich zabrać ze sobą, więc zostawi je u mnie. Wszystko, czego pragnęła, kiedy zdmuchiwała świeczki na torcie. Jestem tam i to jej ostatnia szansa na powiedzenie: "przepraszam", "kocham cię" lub "wybacz mi".
Wszystkie razy, gdy powinna była skoczyć, a nie skoczyła. Wszyscy ludzie, których powinna była pocałować, ale nie pocałowała. Wszystkie okazje, które straciła, bo była zbyt ostrożna lub zbyt grzeczna, lub zbyt wystraszona, choć ostatecznie okazuje się, że nic nie jest aż tak straszne jak patrzenie na swoje życie zwężające się do jednej chwili, która też przeminie, czy jesteś na to gotowa, czy nie."

Im głębiej zanurzam się w książki YA, tym łatwiej jest mi znaleźć te, od których nie mogę się oderwać. I "Afterlove" jest jedną z nich; zaangażowałam się w tę historię od pierwszych stron, przywiązałam do bohaterek, a w domu Ash poczułam się tak, jak u siebie. 

Główną osią fabuły jest wątek romantyczny między Poppy i Ash, na którym opiera się cała pierwsza część powieści. Nie jest łatwo wykreować postaci tak wyraziste, a jednocześnie ciepłe i pełne magnetyzmu, który sprawia, że trudno choć na chwilę rozstać się z bohaterkami - a jednak Byrne doskonale się to udaje. Tworzy postaci, które fantastycznie wchodzą w interakcje jako tandem, ale też świetnie funkcjonują jako indywidualne jednostki, co w przypadku romansów nie jest wcale aż tak oczywiste.





"Afterlove" tylko z pozoru jest prostą historią o miłości. Złożona z dwóch części fabuła przybliża nam losy szesnastoletniej Ash, której życie nieodwracalnie się zmienia w ułamku sekundy w Sylwestrową noc. Podzielenie książki na "miłość" i "potem" jest doskonałym zabiegiem; stopniowe obserwowanie rodzącej się między bohaterkami więzi, coraz odważniejsze odsłanianie swoich tajemnic i zapraszanie do życia drugiej osoby sprawia, że nietrudno szybko przywiązać się do Poppy i Ash. Tym większy jest potem ładunek emocjonalny związany ze stratą, nad którym autorka pochyla się w drugiej połowie książki, całkiem umiejętnie unikając ślizgania się po kliszach.

Byrne doskonale udaje się ubrać w słowa przesłanie o uczuciu, które przezwycięża naprawdę wiele: od niechęci społeczeństwa, przez własne obawy i lęki, aż po śmierć. To ambitne wyzwanie, ale Byrne wykorzystuje potencjał tego pomysłu i tworzy historię, którą trudno odłożyć na bok i na dłużej o niej zapomnieć.

Ogromnym plusem jest fakt, że choć książka łączy elementy realizmu i fantastyki, cała idea żniwiarzy i otaczająca ich otoczka nie przytłacza fabuły. Autorka wtajemnicza czytelnika w arkana magicznego świata dokładnie na tyle, by czuł się w nim komfortowo, nie zarzucając go jednak gąszczem zbędnych informacji. W moim przypadku ta formuła doskonale się sprawdziła; element paranormalny był znakomitym uzupełnieniem historii, nadal jednak przesuwając w centrum uwagi relację dziewczyn.




"Afterlove" znajdziecie wśród książek obyczajowych na TaniaKsiazka.pl i przyznam, że dla mnie był to naprawdę dobry powrót do obyczajówek. Byrne udaje się wyjść poza utarty schemat romansu i odkryć pozornie nieskomplikowaną historię na nowo, dodając do niej wiele ciepła, emocji - czasem tych bardzo trudnych, i dorzucając całkiem sporą dawkę gorzkich doświadczeń.

Szukałam książki, przy której dobrze spędzę czas i która nie będzie ode mnie wymagała zbyt wiele, a tymczasem trafiłam całkiem niespodziewanie na opowieść, która wciągnęła mnie do swojego uniwersum i nie dała mi się z niego wydostać, dopóki nie dowiedziałam się, jak skończyły się losy bohaterów. Polecam bardzo, zarówno nastoletnim czytelnikom, jak i tym nieco starszym, szukającym dobrze napisanej, nieoczywistej opowieści o miłości. Duży plus za nienachalnie wplecioną kulturę, choć tutaj pewnie bardziej trafi ona do Millenialsów ;)

Nie zdarza mi się to zbyt często, ale w tym przypadku trochę żałuję, że historia Poppy i Ash jest zamknięta w tym jednym tomie - chętnie przekonałabym się, co kryje się za zakończeniem, które pozostawia spore pole do popisu dla wyobraźni. A może zostawia piłeczkę po stronie autorki i daje nadzieję na dalsze części...

"Afterlove" Tanya Byrne
Wydawnictwo WAB, 2022
tłum. Agnieszka Kalus




Za współpracę barterową przy tytule dziękuję TaniaKsiazka.pl.
Share
Tweet
Pin
Share
No komentarze

  



Sezon na lekkie dania chyba już można uznać za zamknięty - teraz przyszedł czas rozgrzewających zup, zapiekanek i dużych ilości sera. Po jesiennym spacerze niewiele rzeczy sprawdza się równie dobrze jak miska gorącego, gęstego kremu warzywnego, który ociepla dłonie i rozgrzewa od środka. Dzisiaj mam dla Was przepis na klasyczną zupę-krem, ale w wersji jakby luksusowej, opracowanej po rozczarowujących próbach przygotowania zup dyniowej. Dość długo nie wzbudzała mojego entuzjazmu (głównie z powodu nieumiejętnego przygotowania samej dyni, nie ukrywajmy) więc zaczęłam szukać alternatywnych opcji.
A jest to też dobra opcja, jeśli zostało Wam trochę bulionu, na wykorzystanie czeka mięso z rosołu i nie do końca wiadomo, co z nim zrobić ;)


Zazwyczaj piekę dynię przed dodaniem jej do kremu, ale w przypadku tej zupy wszystkie przyprawy dodaję na etapie podsmażania warzyw, więc wystarczy je umyć, obrać, pokroić i wrzucić do rozgrzanego garnka. Jedyne, o czym trzeba pamiętać przed przystąpieniem do gotowania to gotowy bulion; ja najbardziej lubię ten na bazie drobiu, bo mogę potem dodać mięso do gotowego dania.



Kremowa zupa z dyni z makaronem 
Składniki:

1 duża pietruszka
1 średni ziemniak
3 średnie marchewki
3-4 łodygi selera naciowego
500 g dyni (używam piżmowej)
2 rozgniecione ząbki czosnku
1/2 cebuli posiekanej w kostkę
sól, pieprz
1 łyżeczka słodkiej papryki
1/2 łyżeczki ostrej papryki
kilka płatków chili
1/2 łyżeczki oregano
2 łyżki oliwy z oliwek

+
ok. 750 ml bulionu
ok. 100 g makaronu ugotowanego al dente
mięso z bulionu do podania
żółty ser do podania

Przygotuj warzywa: ziemniaka, marchewki, pietruszkę i dynię obierz, umyj i pokrój w średniej wielkości kostkę. Seler naciowy starannie opłucz i pokrój w półksiężyce albo kostkę. 

W dużym garnku rozgrzej oliwę z oliwek. Dodaj posiekaną cebulę i rozgniecione ząbki czosnku i podsmażaj na złoty kolor. Teraz dosyp przyprawy: paprykę słodką i ostrą, oregano i płatki chili, całość wymieszaj i podsmażaj przez około minutę. Następnie dorzuć warzywa i podsmażaj przez chwilę na dużym ogniu, cały czas mieszając, by nie przywarły do dna. Warzywa podsmażaj aż lekko zmiękną, ale nadal będą jędrne - powinny nabrać złocistego koloru. 

Warzywa zalej bulionem. Proponuję dodawać bulion stopniowo - zawsze łatwiej dodać trochę więcej wywaru do gotowych warzyw (a nawet zmiksowanego kremu) niż próbować go uratować, gdy jest zbyt lejący.  Całość doprowadź do wrzenia, dodaj jedno-dwa ziarenka pieprzu i łyżeczkę soli (zazwyczaj dodaję więcej już po ugotowaniu). Przykryj i gotuj na małym ogniu przez ok. 30-45 minut aż warzywa będą miękkie. Gotową zupę zblenduj - możesz zdecydować się na zostawienie kawałków warzyw lub miksować ją do momentu uzyskania idealnie gładkiej konsystencji.



Czas na ostatnie dodatki: ja zazwyczaj dodaję makaron po zmiksowaniu i jeszcze przez chwilę trzymam krem na ogniu, by wszystkie składniki równomiernie się zagrzały. 
Zupę przelej do miseczek i podawaj z dodatkiem mięsa i startego żółtego sera. Możesz też dodać posiekaną natkę pietruszki.






Share
Tweet
Pin
Share
No komentarze

    



Zło nie przestaje nas fascynować, czego najlepszym dowodem jest ilość podcastów, seriali i filmów dokumentalnych opartych na szeroko pojętym true crime. Brutalność poza granicami zrozumienia zdaje się ciągle mieć siłę magnetycznego przyciągania, a Lisa Gray sięga w "Samotnych sercach" po zjawisko znane, ale nie aż tak obecne w literaturze: wątek relacji nawiązywanych z osadzonymi. 

"Samotne serca" to czwarty tom serii, której główną bohaterką jest prywatna detektyw Jessica Shaw - zaniepokojonych uprzedzam, że sama sięgnęłam po książkę bez znajomości poprzednich części i nadal czytało mi się ją świetnie, a dodatkowe informacje uzupełniają historię we właściwych miejscach, nie przytłaczając bieżących wątków. Licząca 350 stron książka jest idealnej objętości do przeczytania w kilku podejściach, zwłaszcza że sprawnie poprowadzona narracja, ciągłe zwroty akcji i krótkie rozdziały sprawiają, że czyta się ją naprawdę szybko.



Do Jessiki Shaw, prywatnej detektyw, zgłasza się Christine Ryan - kobieta szuka swojej przyjaciółki i jej córki, które zaginęły dwadzieścia lat temu. Ryan chce odszukać przyjaciółkę, bo jest przekonana, że grozi jej niebezpieczeństwo w związku z ponowną aktywnością wokół sprawy seryjnego mordercy sprzed lat... i w ten sposób wyruszamy w szaloną pogoń za mirażami i zwodniczymi tropami, starając się uchwycić choć najmniejszy ślad pozostawiony przez zaginioną. Wokół rozrasta się coraz szersze grono zaangażowanych osób, które łączy jedno: przynależność do klubu Samotne serca, zrzeszającego kobiety korespondujące z więźniami.

Gray rozpina swoją powieść na potencjalnie chwytliwym motywie, z którym dotychczas spotkałam się jedynie w ujęciu reportersko-dokumentalnym; doskonale sobie radzi z jego fabularyzacją, głównie poprzez wykreowanie wyrazistych postaci o intrygujących charakterach. Choć mamy tu garstkę głównych bohaterów, przesuwającym się w tle postaciom drugoplanowym daleko jest do papierowych sylwetek. Autorka sprawnie żongluje ich historiami i umiejętnie wprowadza nowe wątki, skutecznie kierując uwagę czytelnika w stronę fabularnych ślepych zaułków.


"Samotne serca" to dobrze skonstruowany thriller, którego akcja rozsnuta jest na przestrzeni przeszło trzech dekad. W historii autorka podrzuca drobne tropy, które uważny czytelnik dość szybko łączy w całość, ale nie odbiera to bynajmniej przyjemności z lektury - podejrzewam, że wydatnie przyczynia się do tego narracja prowadzona z perspektywy kilku bohaterów, co czasem pozwala czytelnikowi wyprzedzać bohaterów o dwa kroki. W kulminacyjnym momencie autorce udaje się wykreować atmosferę tak elektryczną, że nie sposób powstrzymać się od łapczywego pochłaniania kolejnych stron, zupełnie jakby mogło to odmienić losy bohaterów.

Ogromnym plusem jest też wyjątkowo plastycznie opisane Los Angeles i postaci rozlokowane na mapie miasta w taki sposób, że miejsce ich zamieszkania trafnie odzwierciedla ich pozycję społeczną i charakter. 



Nawet jeśli ta część przygód detektyw Shaw zdecydowanie bardziej polega na kolejnych zwrotach akcji i wydarzeniach niż rozwoju bohaterów, by fabuła mogła zmierzać naprzód, w tym przypadku jest to zaletą; mam wrażenie, że Gray nie pakuje w tę historię zbędnych ozdobników, serwując czytelnikowi zaskoczenie za zaskoczeniem, nie robiąc przerw na złapanie oddechu. Nieprzypadkowo też nawiązałam na początku wpisu do zjawiska true crime, bo mam wrażenie, że echa najpopularniejszych spraw pobrzmiewają w tej książce. Trzeba też jednak oddać autorce sprawiedliwość, bo podkreśliła istotną sprawę fiksacji na osobie mordercy z niemal całkowitym pominięciem jego/jej ofiar.

Choć tak, jak wspominałam, można tę książkę czytać bez znajomości poprzednich tomów, sama chętnie nadrobię pierwsze trzy części. Całość można znaleźć wśród thrillerów na Taniaksiazka.pl, a że jesienne wieczory robią się coraz dłuższe... dobrze będzie je spędzić z bohaterami książek Gray.

Samotne Serca
Lisa Gray
Wydawnictwo Słowne, 2022
Przekład: Joanna Golik-Skitał

Za egzemplarz książki i współpracę przy tytule dziękuję Taniej Książce.






Share
Tweet
Pin
Share
No komentarze

   



Im dalej brnęłam w historię Tamary, im dalej zagłębiałam się w kolejne warstwy jej nietuzinkowego życia, tym bardziej oczywisty zaczął być dla mnie magnetyzm jej dzieł. Odbijają się w nich jak w lustrze rozhuśtane emocje i barwny życiorys artystki, którego możliwie najbardziej precyzyjnego opisu podjęła się Laura Claridge w poświęconej Tamarze biografii "Tamara Łempicka. Sztuka i Skandal".

Nawet po wielu latach Tamara zdaje się wymykać standardowym ramom i unikać wszelkiego zaszufladkowania: większość konkretnych dat, począwszy od urodzin, rozmyło się w przeszłości, a dokumenty zdradzające wiele owianych tajemnicą sekretów miały tendencje do ginięcia na przestrzeni lat podczas licznych przeprowadzek w mniej lub bardziej sprzyjających okolicznościach. Gdziekolwiek się nie pojawiła, Łempicka miała tendencje do budowania swojej tożsamości na nowo, sklejając swój wizerunek z dokonań, aspiracji i pragnień, żyjąc i tworząc intensywnie i szybko. 

W przypadku takich książek daję się prowadzić autorom - i trzeba przyznać, że Claridge przygotowała dla czytelnika książkę oferującą naprawdę niezwykłą podróż przez kilkanaście krajów i trzy kontynenty, w której oprócz głównej bohaterki nie brakuje równie barwnych postaci drugoplanowych. Książka opisuje chronologicznie życie Łempickiej, kreśląc też szeroki obraz jej powiązań rodzinnych i sięgając pokolenia wstecz, odważnie spoglądając w drzewo genealogiczne jej przodków. Warto się przygotować na liczne dygresje; nie każdemu taka forma narracji przypadnie do gustu, ale trudno byłoby opisać życie Tamary, nie przywołując przedstawicieli artystycznej śmietanki i paryskiej bohemy tamtych lat. Najbardziej znane postaci świata kultury krążą w tej książce wokół Łempickiej niczym satelity.


Postać Łempickiej wyłania się w tej książce zarówno z publikowanych o niej informacji, zapisków i notatek, ale też z relacji jej rodziny. Laura Claridge nie tylko sprawnie łączy ten informacyjny patchwork w ułożoną chronologicznie opowieść, ale też uzupełnia ją o precyzyjne przypisy, dzięki czemu ta blisko pięciusetstronicowa biografia staje się równocześnie dobrym punktem wyjścia do samodzielnych wypraw w świat artystki. Chwilami miałam jednak wrażenie, że autorka odchodzi nieco zbyt daleko od głównej bohaterki, zanurzając się w dygresjach dotyczących osób trzecich o krok za daleko. Wtedy też zazwyczaj w tej historii pojawiała się malarka, a całe nakreślone z rozmachem tło nabierało pełnego kształtu.

Ujmująca jest szczerość i bezpośredniość, z jaką Claridge pisze o Tamarze: nie ukrywa niewygodnych faktów i przedstawia jej nietuzinkowy styl życia takim, jaki (ufając autorce) był. Docenić trzeba monumentalny wysiłek włożony w zgromadzenie tych wszystkich materiałów, opracowanie ich i utkanie w oparciu o fakty tak misternej fabuły. 




Subiektywnie - sięgnęłam po tę książkę, bo chciałam dowiedzieć się czegoś więcej o Łempickiej przed wybraniem się na poświęconą jej wystawę w Krakowie. I to był strzał w dziesiątkę, bo w biografii jest mnóstwo informacji, które uzupełniają konkretne dzieła o kontekst (a do tego jest też wkładka z kolorowymi reprodukcjami obrazów, więc od razu wiadomo, o który chodzi). Dla kogoś, kto nie zajmuje się też sztuką zawodowo wartością dodaną będą na pewno informacje o elementach widocznych na obrazach, nawiązania do zdarzeń z życia Łempickiej czy odsłonięcie drugiej, mniej oczywistej warstwy znaczeniowej jej dzieł. Pod tym względem bardzo polecam tę książkę - pozwala w pełni doświadczyć potem wystawy i odkryć jej sztukę w zupełnie nowym wymiarze.


Poleciłabym tę książkę zarówno osobom, które do tej pory nie przyglądały się blisko dokonaniom i nietuzinkowej historii Łempickiej, jak i tym, które z jej sztuką już miały do czynienia. Każdy znajdzie tutaj coś dla siebie; dla niektórych będzie to uporządkowana i możliwie jak najbardziej rzetelnie dopracowana historia jej życia i kariery artystycznej, dla innych te drobne, być może dotychczas nieodkryte informacje. A jeśli sztuka nie do końca jest tym, co lubicie najbardziej, w dziale biografie na TaniaKsiazka.pl czeka na Was mnóstwo ciekawych historii!

Tamara Łempicka. Sztuka i skandal.
Laura Claridge
Wydawnictwo Marginesy, 2022
Tłumaczenie: Ewa Hornowska

Za egzemplarz książki i współpracę dziękuję Taniej Książce.




Share
Tweet
Pin
Share
No komentarze
Newer Posts
Older Posts
Przepisy kulinarne

About me


About Amalie

Piekę, czytam, podróżuję, fotografuję. A potem o tym wszystkim tutaj piszę.

Follow Me

  • Instagram
  • Facebook
  • Bookstagram

recent posts

Blog Archive

  • ►  2023 (3)
    • ►  marca (1)
    • ►  lutego (2)
  • ▼  2022 (31)
    • ▼  grudnia (2)
      • Katania poza sezonem - czy warto?
      • Nieprzewidywalność pełna magii i rodzinnego ciepła...
    • ►  listopada (1)
      • Więcej niż historia o miłości. | Tanya Byrne "Afte...
    • ►  października (3)
      • Aromatyczna warzywna zupa-krem z dyni z makaronem
      • Uczucie silniejsze od wyroku - czy wyrok za uczuci...
      • O sztuce i osobowości, które przekraczają wszelkie...
    • ►  września (1)
    • ►  sierpnia (4)
    • ►  lipca (2)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (2)
    • ►  kwietnia (5)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2021 (19)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (1)
    • ►  września (2)
    • ►  lipca (4)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (2)
    • ►  kwietnia (2)
    • ►  marca (2)
    • ►  lutego (1)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2020 (20)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (2)
    • ►  września (1)
    • ►  sierpnia (3)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  marca (3)
    • ►  stycznia (1)
  • ►  2019 (19)
    • ►  grudnia (1)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (3)
    • ►  maja (1)
    • ►  kwietnia (2)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (2)
    • ►  stycznia (5)
  • ►  2018 (33)
    • ►  grudnia (3)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (3)
    • ►  września (3)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (2)
    • ►  czerwca (4)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (2)
    • ►  marca (2)
    • ►  lutego (3)
    • ►  stycznia (3)
  • ►  2017 (35)
    • ►  grudnia (3)
    • ►  listopada (2)
    • ►  października (3)
    • ►  września (3)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (2)
    • ►  maja (2)
    • ►  kwietnia (2)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (6)
    • ►  stycznia (6)
  • ►  2016 (7)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (2)
    • ►  października (1)
    • ►  września (1)
    • ►  lutego (1)
  • ►  2015 (2)
    • ►  grudnia (2)
  • ►  2014 (9)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (1)
    • ►  maja (2)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  lutego (2)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2013 (27)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (1)
    • ►  października (1)
    • ►  września (2)
    • ►  sierpnia (2)
    • ►  lipca (3)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (4)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (2)
    • ►  stycznia (1)
  • ►  2012 (61)
    • ►  grudnia (4)
    • ►  listopada (1)
    • ►  października (4)
    • ►  września (5)
    • ►  sierpnia (9)
    • ►  lipca (4)
    • ►  czerwca (5)
    • ►  maja (7)
    • ►  kwietnia (9)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (5)
    • ►  stycznia (4)
  • ►  2011 (65)
    • ►  grudnia (6)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (3)
    • ►  września (7)
    • ►  sierpnia (4)
    • ►  lipca (9)
    • ►  czerwca (6)
    • ►  maja (4)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  marca (6)
    • ►  lutego (6)
    • ►  stycznia (9)
  • ►  2010 (40)
    • ►  grudnia (8)
    • ►  listopada (7)
    • ►  października (6)
    • ►  września (2)
    • ►  sierpnia (6)
    • ►  lipca (6)
    • ►  czerwca (5)

Created with by BeautyTemplates