Facebook Instagram (Fuzja Smaków) Instagram (alakko.reads)

Fuzja Smaków

  • Home
  • O mnie
  • Kontakt
  • Spis Przepisów
    • Ciasta
    • Obiady
    • Ciasto drożdżowe
  • Recenzje

Jak pada śnieg to pewne jest jedno: w domu będzie pachnieć cynamonem. Pojawienie się śniegu i bułek cynamonowych to w moim przypadku zjawiska praktycznie synonimiczne - jest po prostu coś niezwykle kojącego w wyrabianiu drożdżowego ciasta, kiedy za oknem wszystko jest przykryte puchową, białą kołdrą. Ciepły, korzenny, słodki zapach cynamonu wypełnia każdy zakątek mieszkania... a jedyną opcją na popołudnie staje się ciepły koc, dobra książka i cynamonowa bułeczka na podorędziu.


Wypróbowałam już dziesiątki przepisów na bułki cynamonowe i nie ustaję w swoich wysiłkach mających na celu znalezienie tych idealnych. Te tuż po wyciągnięciu z piekarnika są rewelacyjne, ale najlepiej smakują na ciepło. Następnego dnia ciasto dość konkretnie twardnieje - chwilowo pomaga podgrzanie. Niemniej jednak nie oszukujmy się, zjecie całą tę porcję na ciepło.

Ciasto może też nie być najbardziej przyjazne dla początkujących - nie rośnie spektakularnie, a podczas wyrabiania jest, jak na ciasto drożdżowe, dość twarde. Będę jeszcze eksperymentować ze składnikami ciasta, więc jak dojdę do jakiś konstruktywnych wniosków, dam znać ;)
Bułki cynamonowe ze słodkim serkiem śmietankowym
(na 8 sporych bułeczek)
na podstawie: a cozy kitchen

Ciasto:
2 jajka + 1 żółtko 
450 g mąki pszennej
1 płaska łyżeczka soli 
120 ml letniego mleka
 3 łyżki drobnoziarnistego cukru
1 czubata łyżka drożdży instant
100 g miękkiego masła w temperaturze pokojowej
Drożdże wsyp do mleka, dodaj łyżeczkę cukru i delikatnie rozmieszaj, odstaw na chwilę, żeby zaczęły pracować. 
Mąkę przesiej do dużej miski. Wsyp cukier i sól, wymieszaj. Wbij jajka, dodaj rozczyn z drożdżami oraz masło i wyrabiaj ciasto; będzie dość twarde, a jeśli niespecjalnie będzie chciało się kleić - dolej jeszcze odrobinę mąki. Możesz też użyć miksera z końcówką do wyrabiania ciasta. Gotową kulę ciasta przykryj czystą, suchą ściereczką i odstaw na ok. 1,5 godziny aż podwoi objętość. 

Cynamonowe nadzienie:
 70 g stopionego masła
2 czubate łyżki cynamonu
ok. pół szklanki cukru demerara
 Wszystkie składniki wymieszać na jednolitą pastę.

Montaż: Ciasto rozwałkuj na powierzchni podsypanej delikatnie mąką na spory prostokąt (ok. 28 x 20 cm). Cynamonową pastę rozsmaruj na powierzchni ciasta, pozostawiając ok. 2-3 cm wolnego brzegu. Ciasto zwiń wzdłuż krótszego brzegu, pokroić na plastry o grubości ok. 5-6 cm. Ułóż bułeczki w formie żaroodpornej natłuszczonej delikatnie masłem i wstaw do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni Celsjusza. Swoje bułki piekłam przez około 40 minut, z czego ostatnie 15 pod folią, bo zaczęły się za bardzo rumienić z wierzchu.



Ciepłe bułeczki posmarować polewą:

Polewa z serka śmietankowego
3 łyżki mleka 2%
2 łyżki cukru pudru
180 g naturalnego serka śmietankowego

Share
Tweet
Pin
Share
6 komentarze

Kojarzycie te karteluszki, które poniewierają się zawsze gdzieś w zakamarkach torebek, kieszeni płaszcza, książkowych okładek i portfeli? Ja spisuję na nich przypadkowe myśli, filmy do obejrzenia, genialne pomysły na zdjęcia, zasłyszane piosenki, książkowe polecajki, a równie często zasłyszane w przeróżnych miejscach przepisy. 
Jeden z nich przez długi, długi czas wędrował ze mną (łącznie chyba przez trzy przeprowadzki) na odwrocie kserówek z fonetyki, a zasłyszałam go chyba gdzieś w okolicach drugiego roku studiów podczas jednego z licznych okienek, które spędzałam zwykle na uczelnianym korytarzu. Niewiele się różnił od tego, który tu dzisiaj Wam przedstawiam, bo i wariantów świątecznych herbat też jest pewna ograniczona ilość, ale do dziś te herbaty jakoś sprowadzają mi się do tego jednego podsłuchanego przepisu ;)


Ja praktycznie nigdy tej herbaty - poza sokiem malinowym, rzecz jasna - nie dosładzam. Jeśli jednak nie wyobrażacie sobie naparu bez chociaż kilku ziarenek cukru, równie dobrze sprawdzi się tutaj łyżeczka naturalnego miodu (dodana po lekkim przestudzeniu napoju) albo cukier demerara o delikatnie karmelowym posmaku. W wersji ekstremalnej występuje cukier, miód i sok malinowy - ja jeszcze na tę wersję się nie odważyłam :D

Zimowa herbata
2-3 goździki
1/4 łyżeczki cynamonu
2 łyżki soku malinowego
2 plastry dojrzałej pomarańczy
niewielki kawałek korzenia imbiru
szklanka czarnej, mocnej herbaty

Skórkę pomarańczy sparzyć, owoce pokroić w średniej grubości plastry. Do gorącej herbaty dodać goździki, cynamon i imbir, wymieszać; ułożyć plastry pomarańczy i zalać sokiem malinowym. 
W wersji dla lubiących herbatę słodką - dodać miód lub cukier demerara.


Share
Tweet
Pin
Share
7 komentarze

Niektórzy ludzie mają tę moc, że podrywają innych z kanapy. Inni, jak Nigella, sprawiają, że zamiast na matę do jogi kierują oni swoje kroki do kuchni. Jestem zdecydowanie bardziej podatna na wpływy Nigelli i zdecydowanie bliżej mi też do jej filozofii podejmowania w kuchni takich działań, które przy minimum wysiłku i czasu przynoszą maksimum efektu. To coś, co naprawdę cenię w jej przepisach: większość składników mam w szafkach (przyznajcie się, ale już - kto nie ma w lodówce zapomnianej butelki z syropem klonowym? Tej zakupionej z intencją przyrządzania instagramolubnych śniadań i goferków, a w rzeczywistości zacukrzonej na amen, jako że syrop jest niepraktycznym dodatkiem do zjadanych w drodze na przystanek kanapek?), nie muszę do nich wyciągać żadnych fancy urządzeń zakupionych w celu wypieczenia czegoś raz w roku, a jak coś nawet nie do końca wyjdzie, to można to zawsze połamać i podać cały ten bajzel jako trifle, udając, że tak miało być od początku.


To sernik idealny na jesień. Puszysty, bardzo kremowy, o delikatnym, karmelowym posmaku. Nie piekłam go zgodnie z zaleceniami w kąpieli wodnej (choć miałam takie intencje), a i bez tego okazał się rewelacyjny. Wybrałam też zdecydowanie mniejszą blaszkę (ok. 21 cm zamiast zalecanych 26), bo zdecydowanie bardziej wolę serniki nieco wyższe.


Nigellowy sernik z syropem klonowym 
*z moimi zmianami
Spód:
75 g miękkiego masła
110 g pełnoziarnistych herbatników

Masa serowa:
 4 duże jajka
 50 g cukru pudru
125 ml syropu klonowego
1/2 łyżeczki soku z cytryny
Łyżeczka mąki ziemniaczanej
750 g białego sera (w temperaturze pokojowej)

Herbatniki skrusz na pył - ja zwykle wrzucam je do woreczka strunowego i rozgniatam za pomocą wałka. W wersji "mam ochotę umyć blender" traktuję je tym właśnie sprzętem. Domyślacie się pewnie, że częściej jednak korzystam z wałka.
Masło roztop w rondelku, do którego potem zmieszczą się pokruszone herbatniki. Wymieszaj - masa powinna przypominać mokry piasek. Wysyp ciasteczka na spód tortownicy (wcześniej wyłóż spód i boki folią aluminiową) i delikatnie ugnieć wypukłą stroną łyżki. Wstaw do lodówki na czas przygotowania masy serowej.

Wrzuć do misy miksera ser, mąkę i syrop klonowy. Miksuj przez dłuższą chwilę na średnich obrotach, aż wszystkie składniki się połączą - następnie dodawaj po jednym jajka i dolej sok z cytryny. Co ważne: masa będzie mało spoista. Jeśli zależy Wam, żeby sernik dobrze się kroił niedługo po upieczeniu, dodajcie usztywniacza (w stylu: budyń, sernix). 

Sernik piecz przez około 1 godzinę i 15 minut w temperaturze 180 stopni Celsjusza. Potem uchyl drzwiczki piekarnika, pozwól mu ostygnąć i wstaw na kilka godzin - a najlepiej na całą noc - do lodówki. 



Share
Tweet
Pin
Share
3 komentarze

        „Lissy” balansuje na wielu granicach: tej między światem realnym i metafizycznym; tańczy na cienkiej linii pomiędzy powieścią gatunkową i delikatną wariacją na jej temat; wreszcie sama akcja powieści rozgrywa się w pobliżu granicy dwóch państw. D’Andrea inspiruje się twórczością króla gatunku, subtelnie wplatając jednak w obowiązkowe dla gatunku elementy wątki baśniowe.  Nie brak tu też nawiązań do klasyków horroru: są bowiem i wyraziste postaci niosące potężny bagaż doświadczeń, i rosnące z każdą stroną napięcie, a wszystko osadzone na tle niewzruszonych masywów włoskich Dolomitów. Czego zatem brakło, by móc z czystym sumieniem powiedzieć, że to książka w każdym tego słowa znaczeniu fantastyczna?
            Trudno w tej historii jednoznacznie wskazać głównego bohatera: autor prowadzi historię wielotorowo, pozwalając czytelnikowi spojrzeć na tę samą sytuację z perspektywy różnych osób. Ich portrety nakreślone są w sposób delikatny, choć emocjonalny, ale bez wątpienia jednak to obecność – lub nieobecność - Marlene pociąga za sobą niesamowity łańcuch zdarzeń, odsłaniając kolejne tajemnice z przeszłości pozostałych postaci. A tych jest sporo i zasadniczo to na tym założeniu opiera się ta historia: każdy z nas coś skrywa. Każdy jest uwikłany w błędy przeszłości i pomyłki naszych przodków, rzutujące na podejmowane przez nas decyzje. Zniknięcie Marlene diametralnie zmienia życie dwóch nie mających ze sobą nic wspólnego mężczyzn: jej siejącego postrach męża, Herr Wegenera, oraz samotnika zamieszkującego położone wysoko w górach gospodarstwo, Simona Kellera. Chwila jej pojawienia się w górskiej chacie jest jednak przełomowa dla osób w przeróżnych zakątkach globu, zatem Marlene dysponuje niesamowitą wprost mocą – pięknie został tu wpleciony wątek efektu motyla. Niewątpliwym plusem tej historii jest fakt, że nie jest ona przeładowana bohaterami, a wątek każdego z nich jest doskonale zarysowany i wiele wnosi do całej historii. Nie ma tu postaci zbędnych, robiących w tle sztuczny tłum; każda ma swoje miejsce i uwypukla konkretny wątek opowieści.



      Luca D’Andrea sięga po chętnie wykorzystywany motyw zamknięcia i izoluje swoich bohaterów wśród surowych, nieprzyjaznych górskich pejzaży. Co ciekawe, w wersji polskojęzycznej tytułową rolę przypisuje się Lissy – w wersji anglojęzycznej jest wręcz przeciwnie i tytuł bezpośrednio wskazuje na potęgę gór. To niezwykle istotne, bo włosko-austriackie Dolomity stają się w tej historii powiernikiem najgłębiej skrywanych sekretów, mrocznym widmem dziecięcych przeżyć i śmiertelną pułapką. Naturalną konsekwencją wyboru miejsca akcji jest także subtelne nawiązanie do historii Europy – podane w delikatny, niezbyt nachalny, ale oczywisty dla uważnego czytelnika sposób. Uwięzieni w tej surowej scenerii bohaterowie są zdani na to, co przyniosą im wzajemna egzystencja na tak niewielkiej przestrzeni, napięte jak postronki nerwy i odrobina zdarzeń z pogranicza realizmu i świata fantastycznego. Osamotnienie wzmaga jednak zajrzenie w głąb tych meandrów duszy, gdzie kryją się nasze najsilniej skrywane lęki; w głąb miejsc, gdzie uśpione czyhają upiory przeszłości.

            Szkopuł tkwi w lakonicznym stylu autora, który nie każdemu może przypaść do gustu. Zdania są krótkie, kilkuwyrazowe, na próżno szukać w tej historii barokowych epitetów i rozbudowanych zdań. W pewnym momencie jednak ten dość ciekawy zabieg, skutecznie wyróżniający książkę na tle typowych thrillerów, staje się dla autora pułapką – niektóre akapity przypominają pojedyncze wyrazy poprzecinane kropkami. Należy natomiast oddać właściwe honory tłumaczowi, który tę manierę oddał wręcz znakomicie. Pomimo konsekwentnie stosowanej, dość oszczędnej narracji, fabuła nie rozwija się w spektakularnym tempie, a czytelnik musi do punktu kulminacyjnego zmierzać równie wytrwale i zawzięcie, co mieszkańcy górskiej chaty do położonego w dolinie miasteczka. Czyli długo, a przy niekorzystnych warunkach nawet bezowocnie.

 
            „Lissy” jest sprawnie skonstruowaną historią pełną wyrazistych postaci – jedynym, co w niej zawodzi, ale co skutecznie może zniechęcać co niecierpliwszych czytelników do kontynuowania lektury, jest stosunkowo monotonny i urywany styl autora. Trudno też nie oprzeć się pokusie porównywania książki do historii opowiedzianych przez Stephena Kinga, bo mają one zdumiewająco dużo elementów wspólnych. Jest tu i odosobniona chata, i szalejąca śnieżna zamieć, małe miasteczko, w którym zło kładzie się cieniem na życiu zwykłych ludzi. Nawet tytuł brzmi jakby podobnie. Wszystkie te elementy złożone jednak w całość stanowią spójną, dobrą, ale nie wstrząsająco znakomitą historię.
Share
Tweet
Pin
Share
9 komentarze
Newer Posts
Older Posts
Przepisy kulinarne

About me


About Amalie

Piekę, czytam, podróżuję, fotografuję. A potem o tym wszystkim tutaj piszę.

Follow Me

  • Instagram
  • Facebook
  • Bookstagram

recent posts

Blog Archive

  • ►  2023 (1)
    • ►  lutego (1)
  • ►  2022 (31)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (1)
    • ►  października (3)
    • ►  września (1)
    • ►  sierpnia (4)
    • ►  lipca (2)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (2)
    • ►  kwietnia (5)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2021 (19)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (1)
    • ►  września (2)
    • ►  lipca (4)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (2)
    • ►  kwietnia (2)
    • ►  marca (2)
    • ►  lutego (1)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2020 (20)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (2)
    • ►  września (1)
    • ►  sierpnia (3)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  marca (3)
    • ►  stycznia (1)
  • ►  2019 (19)
    • ►  grudnia (1)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (3)
    • ►  maja (1)
    • ►  kwietnia (2)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (2)
    • ►  stycznia (5)
  • ▼  2018 (33)
    • ▼  grudnia (3)
      • Bułki cynamonowe ze słodkim serkiem śmietankowym -...
      • Zimowa herbata z całym dobrodziejstwem świątecznyc...
      • Sernik z syropem klonowym (Nigella's Gleaming Mapl...
    • ►  listopada (4)
      • Literackie balansowanie na granicach - Lissy (Luca...
    • ►  października (3)
    • ►  września (3)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (2)
    • ►  czerwca (4)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (2)
    • ►  marca (2)
    • ►  lutego (3)
    • ►  stycznia (3)
  • ►  2017 (35)
    • ►  grudnia (3)
    • ►  listopada (2)
    • ►  października (3)
    • ►  września (3)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (2)
    • ►  maja (2)
    • ►  kwietnia (2)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (6)
    • ►  stycznia (6)
  • ►  2016 (7)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (2)
    • ►  października (1)
    • ►  września (1)
    • ►  lutego (1)
  • ►  2015 (2)
    • ►  grudnia (2)
  • ►  2014 (9)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (1)
    • ►  maja (2)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  lutego (2)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2013 (27)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (1)
    • ►  października (1)
    • ►  września (2)
    • ►  sierpnia (2)
    • ►  lipca (3)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (4)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (2)
    • ►  stycznia (1)
  • ►  2012 (61)
    • ►  grudnia (4)
    • ►  listopada (1)
    • ►  października (4)
    • ►  września (5)
    • ►  sierpnia (9)
    • ►  lipca (4)
    • ►  czerwca (5)
    • ►  maja (7)
    • ►  kwietnia (9)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (5)
    • ►  stycznia (4)
  • ►  2011 (65)
    • ►  grudnia (6)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (3)
    • ►  września (7)
    • ►  sierpnia (4)
    • ►  lipca (9)
    • ►  czerwca (6)
    • ►  maja (4)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  marca (6)
    • ►  lutego (6)
    • ►  stycznia (9)
  • ►  2010 (40)
    • ►  grudnia (8)
    • ►  listopada (7)
    • ►  października (6)
    • ►  września (2)
    • ►  sierpnia (6)
    • ►  lipca (6)
    • ►  czerwca (5)

Created with by BeautyTemplates