Turbacz zimą - pierwsze zimowe wyjście w góry | Turbacz z Nowego Targu (szlak zielony i żółty)
Jeśli w ostatnich latach czemuś nie odmawiam - to na pewno nowym opcjom spędzania wolnego czasu. 2025 zaczął się pod tym względem naprawdę dobrze, bo już w pierwszych dniach stycznia skrystalizował nam się pomysł zimowego wyjścia na Turbacz, mało tego - udało się nam dość szybko wcielić go w życie, zwłaszcza uwzględniając fakt dwukrotnego przesuwania terminu z powodu absurdalnej wręcz pogody. Dla mnie to była pierwsza wędrówka po górach zimą, więc moment bardzo ciekawy, postanowiłam sprawdzić, czy lubię - no i chyba jednak tak.
Turbacz wydaje mi się dość dobrym wyborem na pierwsze wejścia, bo żaden z wybranych przez nas szlaków nie był szczególnie wymagający, a warunki przez większość czasu były bardzo dobre. Tędy prowadzą też szlaki do narciarstwa biegowego, więc część tras jest nawet ratrakowana. Uciążliwe bywa pod koniec trasy zejście, gdzie błotniste fragmenty szlaku przeplatają się z połaciami lodu - te drugie zawsze wyłaniają się zza zakrętu tuż po tym, jak ściągniecie raczki.
Jeśli macie w planach taką pętlę, najlepszym wyborem będzie zostawienie samochodu na parkingu niedaleko kościoła w Nowym Targu. Ruszamy spod wyciągu narciarskiego Długa Polana i szukamy szlaku wśród domów. Nasze okno pogodowe pojawiło się po chwilowym mocniejszym ochłodzeniu, więc nie trzeba się było wcale nachodzić, żeby znaleźć zimę - aż trudno było mi uwierzyć, że do Krakowa nie dotarł wtedy nawet mikroopad śniegu ;)
Podejście zielonym szlakiem jest stosunkowo łagodne, przewyższenie pokonuje się spokojnie, w równym tempie, nie ma właściwie miejsc, w których szlak wędruje gwałtownie w górę. Warto po drodze przystanąć nie raz i nie dwa, bo widoki z mijanych po drodze hal naprawdę zachwycają, a już ośnieżone szczyty trafiły w sam środek tego miękkiego miejsca w sercu :D
Minusem zarówno tego, jak i żółtego szlaku jest fakt, że trasy te są też dostępne dla narciarzy, rowerzystów, osób poruszających się samochodami i na quadach. Przy ładnej pogodzie miejscami bywa naprawdę tłoczno, co może być uciążliwe dla osób poszukujących w górach przede wszystkim spokoju i ciszy. Taka ilość spalin sprawiła też, że przemknęło mi przez myśl, czy aby na pewno lepiej mi się oddycha tu niż w Krakowie, w czułych objęciach Sendzimira ;)
Spod samego schroniska czeka nas jeszcze kilkanaście minut spaceru na szczyt Turbacza, ale z każdym mijającym rokiem widoki wynagradzające wędrówkę są coraz lepsze - pamiętam, że przy pierwszej wyprawie nie było widać praktycznie nic poza wierzchołkami drzew, a z upływem lat odsłania się coraz więcej panoramy Tatr.
W schronisku jak zawsze tłoczno (trudno, żeby było inaczej, kiedy spotyka się tu tyle szlaków), ale kolejki przesuwają się dość sprawnie. Po gorące napoje wystarczy zajrzeć do baru po lewej stronie od wejścia, po dania obiadowe i pamiątki trzeba się udać na wyższe piętro. Tam też czekają pieczątki - rzecz ważna, o ile nie zapomni się książeczki KGP.
Powrót żółtym szlakiem w stronę osiedla Oleksówki jest nieco mniej widokowy, bo szlak w dużej części prowadzi przez las. Czy coś to wynagradza? A jakże ;) Jeśli jednak traficie na złotą godzinę (a startując zimą około 9-10 rano, z dużym prawdopodobieństwem pierwsze promienie miękkiego, zachodzącego słońca trafią wam się akurat w niższych partiach zejścia), brak rozciągających się pocztówkowych krajobrazów zrekompensuje nieziemskie słońce przesączające się przez gałęzie drzew.
Statystyki dla pętli na Turbacz z Nowego Targu (Kowaniec) zielonym szlakiem -> Nowy Targ (Oleksówki) żółtym szlakiem:
Dystans: 17 km
Przewyższenie: 699 m
Czas: 4h 55 min.