Kwiat Jabłoni po raz kolejny | Turnus Tour | Tauron Arena Kraków | 26.04.2025
To już chyba jakaś świecka tradycja, że chodzę na sporo koncertów, ale tylko te Kwiatu Jabłoni jakoś doczekują się wpisów. Wspominałam już o tym przy okazji ostatniej trasy "Nasze ulubione kluby", ale nie do końca byłam przekonana do tej muzyki w halowych obiektach... byłam, bo teraz już wiem, że to ten zespół, który ma tę wyjątkową umiejętność okiełznania każdej przestrzeni.
Widziałam ich grających w kameralnych klubach, na oficjalnych wydarzeniach, w końcu - w krakowskiej arenie i za każdym razem było to fenomenalne doświadczenie. Muzyka, która długo kojarzyła mi się z intymną, ograniczoną przestrzenią, w tak dużej przestrzeni nabiera zupełnie innego wymiaru. Żałowałam tylko, że to była wyjątkowo zimna końcówka kwietnia, w dodatku lało i wiało, więc zwiewne i tematyczne sukienki boho, które miałam w planie, raczej nie wchodziły w grę.
Niewiele zespołów wrzucanych do szeroko pojętej kategorii muzycznej alternatywy z aż taką łatwością wędruje po gatunkach i praktycznie niezauważalnie przechodzi podczas koncertów od poezji śpiewanej (Za siódmą chmurą) do punk rocka (Kwiat jabłoni), robiąc gdzieś po drodze przerwę na muzykę elektroniczną i rave (Wzięli zamknęli mi klub).
Nazywała się ta trasa turnus tour z zupełnie innych przyczyn, ale te dwie godziny z okładem są jak niesamowita podróż po piosenkach znanych i premierujących, coverach, często będących ukłonem w stronę rodzinnych tradycji i polskiej sceny alternatywnej, oraz zupełnie nowych interpretacji utworów, na które nadal się czeka z niecierpliwością pomimo ich permanentnej obecności w setliście - mam nadzieję, że wersja Dziś późno pójdę spać z tej trasy trafi do streamingu, bo jest doskonała.
Setlista jest świetnie ułożona, od najpopularniejszych piosenek aż po miłe zaskoczenia - będzie coś i dla osób pojawiających się na koncertach od lat (zawsze cieszy mnie, gdy Kasia i Jacek sięgają do tych początków początków, kiedy grali w krakowskich klubach studenckich; zapewne dlatego, że sama z sentymentem wspominam te koncerty za zawrotne 40 zł), jak i dla tych przychodzących po raz pierwszy.
Podczas tej trasy pojawiali się też goście specjalni; lista nazwisk była opublikowana wcześniej, ale nie wiadomo było, którzy artyści wystąpią w danym mieście. Ja dość długo zakładałam, że w Krakowie zapewne pojawi się Grzegorz Turnau, ale zmieniłam zdanie po tym, jak wyszedł na scenę we Wrocławiu ;). Drugim strzałem był Sebastian Karpiel-Bułecka i tym razem się nie pomyliłam - szkoda tylko, że jednak wybrano bardziej niszowy utwór, bo znacznie większy entuzjazm wywołało odtwarzane z taśmy "Pójdę boso" na wyjściu...
Już tak zupełnie subiektywnie - Kwiat Jabłoni powoli staje się w moim życiu tym zespołem, który po prostu stabilnie gdzieś tam jest sobie w tle. Są po drodze inne przelotne muzyczne fascynacje, są jakieś skoki w bok, ale gdy trzeba mi ukojenia i tego, żeby ktoś ładnie opakował w słowa i muzykę to, co się ze mną dzieje, wracam właśnie do nich. Nawet jeśli chwilami odpływam, to koncerty są właśnie takim momentem, kiedy przypomina mi się, jak trafnie opisują emocje i jak dobrze jest sobie sięgnąć do tej bezpiecznej przystani. Póki co, prawie dwa miesiące po koncercie, renesans fascynacji twórczością nadal trwa ;)
Niezmiennie wychodzę z tych koncertów z przeogromnym zachwytem, bo są świetnym dowodem na to, że w rozrywce jest miejsce i na mądry tekst, i na inspirowany techno aranż piosenek o zamkniętym znienacka klubie. Uwielbiam fakt, że zespół przede wszystkim dobrze się na tej scenie bawi i ten entuzjazm nie ma wyjścia - po prostu rozlewa się na publikę. Jest w tym zaplanowanym przedsięwzięciu miejsce na spontaniczność, na kontakt z publiką, na słowa miękkie o rzeczach trudnych. I chyba to, poza faktem, że wychodzę stamtąd jak po całym dniu festiwalu, nie przestaje mnie przyciągać.
A! I byłabym zapomniała, a pomysł z możliwością przygotowania merchu na własnych torbach i ubraniach jest po prostu genialny w swojej prostocie 🍀