Facebook Instagram (Fuzja Smaków) Instagram (alakko.reads)

Fuzja Smaków

  • Home
  • O mnie
  • Kontakt
  • Spis Przepisów
    • Ciasta
    • Obiady
    • Ciasto drożdżowe
  • Recenzje

              Jak ocenić książkę, której autorka próbowała mnie nakłonić do całkowitego porzucenia nawyku osądzania? I czy to w ogóle w takiej sytuacji wypada? Na potrzeby tej recenzji uznałam, że nie doczytując tej książki do końca oblałam egzamin z nieoceniania i teraz mogę bezkarnie dokonać wiwisekcji tego dzieła. Złapałam przynętę chwytliwego tytułu, obiecującego podtytułu i uroczej okładki "Przestań się oceniać", licząc na to, że otrzymam w zamian coś równie dobrego jak "Obsesja Piękna". 
W rękach miałam tymczasem pierwszą od dobrych kilku lat książkę, którą bez żalu odłożyłam na bok po przeczytaniu jej kilkudziesięciu pierwszych stron.

              Gabrielle Bernstein jest autorką wielu książek o rozwoju duchowym, a kilka z nich doczekało się również przekładu na polski. Dla mnie było to jednak pierwsze spotkanie z autorką i jej twórczością, jako że jestem osobą dość oporną na wszelkiego rodzaju "mówców" i coachów. Warto zatem zaznaczyć na wstępie, że nie mam porównania z jej poprzednimi książkami, jak i niewiele wskazuje na to, by sytuacja ta miała ulec zmianie.
 

                 To poradnik, który boleśnie uświadomił mi, że istnieją książki absolutnie pozbawione struktury i traktujące o absolutnie niczym. Kilkadziesiąt pierwszych stron Bernstein wypełnia solidną dozą mocno sfatygowanych frazesów, a całość okrasza głębokimi przemyśleniami o sile modlitwy i podążaniu w stronę światła (co jest nieco zaskakujące, bo w kinematografii zwykle odradza się wycieczki w tym kierunku). Nie sposób doszukać się tu wyraźnie zaznaczonej struktury, nie brak natomiast powtórzeń; autorka posiada pewien repertuar ulubionych koncepcji, po które co i rusz sięga. Brak zaznaczonych części książki i jakiejkolwiek płynności narracji nie sprzyja raczej skupianiu się na wewnętrznych przeżyciach. Owszem, może są tu wyodrębnione poszczególne "kroki", ale każdy zawiera tyle dygresji, że nadzwyczaj ciężko w tym mentalnym chaosie znaleźć coś dla siebie.

                 Autorka na potrzeby książki (co sama przyznaje) tworzy własną definicję osądzania - jej zdaniem to "oddzielenie od miłości". Dalej jest jeszcze ciekawiej, Bernstein serwuje nam bowiem bolesną lekcję pokory: "Pamiętaj, że nikogo byś nie osądzał, gdybyś był szczęśliwy i spełniony. Uczucie bezwartosciowości skłania nas do projektowania osądów na świat zewnętrzny". Kilkadziesiąt stron dalej autorka chętnie przytacza tę myśl ponownie: "Pod każdym osądem skrywa się jakaś głęboka rana. Nawet najdrobniejsze i pozornie nieistotne oceny wyrastają na gruncie naszego wstydu i cienia. Pamiętaj, że nikogo byś nie oceniał, gdybyś był szczęśliwy i spełniony. Uczucie bezwartosciowości skłania nas do projektowania osądów na świat zewnętrzny". Rozpoczęcie procesu wewnętrznej przemiany to z kolei zdaniem autorki proces nadzwyczaj prosty: "Aby rozpocząć proces uzdrawiania osądzających tendencji oraz powrócić do miłości, musimy uznać, że wszyscy mamy ten sam problem, na który istnieje jedno rozwiązanie. Naszym problemem jest to, że oddaliliśmy się od miłości, a rozwiązaniem - powrót do niej". W bardzo wygodny sposób wrzucono tu wszystkich do jednej kategorii, a zatem jeśli nie mamy poczucia, że nasz nawyk dokonywania pochopnych ocen wynika wyłącznie z braku miłości... tu chyba kończy się terapeutyczna wartość tej książki. A być może jednak kilka stron dalej, gdzie warunkiem koniecznym do uzdrowienia okazuje się być... modlitwa. 

           Sam tytuł książki jest nieco mylący, bo społeczeństwo żyjące w epoce bezustannego porównywania się z innymi, podziwiania starannie wyselekcjonowanych chwil w mediach społecznościowych i podglądania cudzej, bardziej lukrowanej rzeczywistości, poszukuje odpowiedzi na tytułowe pytanie - jak przestać się oceniać? Pewne jest jedno: w tej książce nie sposób znaleźć na to pytanie odpowiedzi. Jest za to całkiem sporo językowych koszmarków, wtórnych fragmentów tekstu i bezustannych powtórzeń, jak choćby to: "Musimy przyjrzeć się uważnie swojemu cieniowi i rozświetlić go światłem". Im dłużej czytałam tę książkę, tym donośniejszy stawał się w mojej głowie Joey Tribbiani i jego przemowa o dawaniu miłości, braniu... i wzajemnym dawaniu.

                    Bernstein stworzyła trudny do przeczytania, wtórny traktat o oddaleniu od miłości będącym podstawą wszelkiego zła. W porównaniu do wspomnianej wyżej "Obsesji Piękna" książka Bernstein cierpi na jeden podstawowy niedostatek: zidentyfikowany problem jest nadal nieuchwytny i wymyka się każdej próbie jego doprecyzowania. Późniejsze próby ujęcia w kilku krokach drogi do uzdrowienia też rozmywają się w licznych dygresjach i przytaczanych wielokrotnie ulubionych frazach autorki. 
                     Podsumowując: czy jestem nieszczęśliwa i niespełniona? Gdybym mogła stuprocentowo zaprzeczyć, pewnie nawet nie przyszłoby mi do głowy sięgnąć po to dzieło. Czy czuję się bezwartościowa, dokonując dość krytycznej oceny tego dzieła? Raczej nie. I chyba na razie poprzestanę na projektowaniu* tych negatywnych myśli w czasoprzestrzeń.


* Czy w ogóle mamy takie słowo jak "projektować" w kontekście czasownika powstałego od rzeczownika "projekcja" [myśli/wyobrażeń]? Towarzyszyła mi od początku myśl, że to dość paskudna kalka z języka angielskiego. Sięgnęłam zatem do SJP i znalazłam tylko dwa znaczenia:
1. opracowywać projekt
2. układać plany, zamyślać coś
spośród których  żadne nie odpowiada znaczeniu, w którym pojawia się ono tak często w książce. 

Gabrielle Bernstein, "Przestań się oceniać. Jak pozbyć się nawyku osądzania i rozwinąć swój potencjał"
Rok wydania: 2019
Wydawnictwo: Kobiece
Ilość stron: 248
Share
Tweet
Pin
Share
No komentarze

W najśmielszych snach nie przypuszczałam chyba, że projekt pt. "znaleźć chałkę idealną" będzie trwał siedem lat i prawdopodobnie zajmie miejsce najszerzej zakrojonego i najdłuższego projektu badawczego w moim życiu. Tuż po tym, jak zaczęłam piec na nieco większą skalę niż wcześniej (słowem: postanowiłam nauczyć się piec coś więcej niż biszkopt z jabłkami), wymyśliłam sobie, że najbardziej chciałabym upiec kiedyś idealną chałkę.
Każdy ma swoją metodę pieczenia ciasta drożdżowego i o ile jest to piękne, o tyle stwarza też duże prawdopodobieństwo natrafienia na przepis, który wcale nam nie odpowiada. Lata prób i błędów sprawiły, że wiem już, jakie drożdżowe ciasto smakuje mi najbardziej: musi być puszyste, z chrupiącą, przypieczoną skórką otulającą miękkie wnętrze. 


Nie jest jednak łatwo taki przepis znaleźć. Udało mi się na przestrzeni tych kilku lat upiec niejedną chałkę, która w ciągu kilku godzin zamieniała się w kamień, a kolejnego dnia - gdyby nie fakt, że pozostawiała jednak tłuste plamy - mogłaby z powodzeniem zastąpić przycisk do papieru. Niejedna wyglądała świetnie, ale miąższ wewnątrz ciągnął się guma do żucia tudzież jak koszmarne wspomnienie zakwasów w ramionach uzyskanych wskutek wyrabiania ciasta.
Jakiś czas temu piekłam zupełnie inne ciasto z nadzieniem i pomyślałam, że baza do tego wieńca świetnie się sprawdzi jako klasyczna chałka. I się nie pomyliłam. Na tę chwilę to mój przepis numer jeden - oto najlepsza chałka z kruszonką.


Najlepsza mleczna chałka z kruszonką
na dwie średniej wielkości chałki z trzech części, w oparciu o TEN przepis
2 duże jajka
7 g drożdży instant
80 ml oliwy z oliwek
70 g drobnoziarnistego cukru 
Szczypta drobnej soli kamiennej
1/2 szklanki letniego mleka + 1/4 szklanki wody
500 g przesianej mąki pszennej + 100 g do podsypania

Zrób zaczyn: w miseczce wymieszaj letnie mleko i wodę, dodaj drożdże i dwie łyżeczki cukru. Odstaw na kilka minut, by drożdże zaczęły działać.

W większej misce wymieszaj rozkłócone jajka i oliwę z oliwek. Dodaj cukier, przesianą (koniecznie!) mąkę i szczyptę soli. Następnie dodaj zaczyn i zagnieć gładkie, nieklejące się ciasto, w razie potrzeby podsypując je delikatnie mąką. Ważne: im więcej mąki, tym bardziej straci na puszystości gotowe ciasto. Dlatego warto przede wszystkim dłużej je wyrabiać zamiast zasypywać nadmierną ilością mąki. Gotowe ciasto przykryć suchą ściereczką i pozostawić do wyrośnięcia na ok. godzinę, do podwojenia objętości.

Następnie przełóż ciasto na blat oprószony mąką, podziel na trzy równe części - lub pięć, w zależności z ilu będziesz zaplatać chałkę. Gotowe ciasto ułóż na blasze wyłożonej folią aluminiową i posmaruj rozkłóconym jajkiem. Jeśli chcesz, posyp kruszonką (łyżka masła +trzy łyżki mąki +dwie łyżki gruboziarnistego cukru kryształu). Piecz przez 30 minut w piekarniku nagrzanym do 180 stopni, następnie przykryj wierzch folią i dopiekaj jeszcze przez ok. 5-10 minut.

Z czym jeść chałkę to chyba nie muszę nikogo instruować. Ale najlepsza jest z dżemem, masłem orzechowym albo konfiturą :)


Share
Tweet
Pin
Share
3 komentarze
Newer Posts
Older Posts
Przepisy kulinarne

About me


About Amalie

Piekę, czytam, podróżuję, fotografuję. A potem o tym wszystkim tutaj piszę.

Follow Me

  • Instagram
  • Facebook
  • Bookstagram

recent posts

Blog Archive

  • ►  2022 (31)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (1)
    • ►  października (3)
    • ►  września (1)
    • ►  sierpnia (4)
    • ►  lipca (2)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (2)
    • ►  kwietnia (5)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2021 (19)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (1)
    • ►  września (2)
    • ►  lipca (4)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (2)
    • ►  kwietnia (2)
    • ►  marca (2)
    • ►  lutego (1)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2020 (20)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (2)
    • ►  września (1)
    • ►  sierpnia (3)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  marca (3)
    • ►  stycznia (1)
  • ▼  2019 (19)
    • ►  grudnia (1)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (3)
    • ►  maja (1)
    • ►  kwietnia (2)
    • ►  marca (4)
    • ▼  lutego (2)
      • O nieudanym odwyku od oceniania - Gabrielle Bernst...
      • Projekt siedmioletni - najlepsza chałka z kruszonką
    • ►  stycznia (5)
  • ►  2018 (33)
    • ►  grudnia (3)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (3)
    • ►  września (3)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (2)
    • ►  czerwca (4)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (2)
    • ►  marca (2)
    • ►  lutego (3)
    • ►  stycznia (3)
  • ►  2017 (35)
    • ►  grudnia (3)
    • ►  listopada (2)
    • ►  października (3)
    • ►  września (3)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (2)
    • ►  maja (2)
    • ►  kwietnia (2)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (6)
    • ►  stycznia (6)
  • ►  2016 (7)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (2)
    • ►  października (1)
    • ►  września (1)
    • ►  lutego (1)
  • ►  2015 (2)
    • ►  grudnia (2)
  • ►  2014 (9)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (1)
    • ►  maja (2)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  lutego (2)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2013 (27)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (1)
    • ►  października (1)
    • ►  września (2)
    • ►  sierpnia (2)
    • ►  lipca (3)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (4)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (2)
    • ►  stycznia (1)
  • ►  2012 (61)
    • ►  grudnia (4)
    • ►  listopada (1)
    • ►  października (4)
    • ►  września (5)
    • ►  sierpnia (9)
    • ►  lipca (4)
    • ►  czerwca (5)
    • ►  maja (7)
    • ►  kwietnia (9)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (5)
    • ►  stycznia (4)
  • ►  2011 (65)
    • ►  grudnia (6)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (3)
    • ►  września (7)
    • ►  sierpnia (4)
    • ►  lipca (9)
    • ►  czerwca (6)
    • ►  maja (4)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  marca (6)
    • ►  lutego (6)
    • ►  stycznia (9)
  • ►  2010 (40)
    • ►  grudnia (8)
    • ►  listopada (7)
    • ►  października (6)
    • ►  września (2)
    • ►  sierpnia (6)
    • ►  lipca (6)
    • ►  czerwca (5)

Created with by BeautyTemplates