Facebook Instagram (Fuzja Smaków) Instagram (alakko.reads)

Fuzja Smaków

  • Home
  • O mnie
  • Kontakt
  • Spis Przepisów
    • Ciasta
    • Obiady
    • Ciasto drożdżowe
  • Recenzje

          



Wiele moich wspomnień z dzieciństwa jest przywiązanych do muzycznych kotwic: refren albo intro przenoszą mnie w czasie w trybie natychmiastowym, a że muzyki zawsze było w domu (a potem też w moim życiu) dużo, przytrafia mi się całkiem sporo takich nostalgicznych wycieczek. Robbie jest całkiem solidną kotwicą w tym oceanie wspomnień, ale czy poszłabym na jego koncert, gdybym kiedyś przypadkiem nie obejrzała zapisu jego świątecznego koncertu? Pewnie nie. 

I miałabym czego żałować ;)

XXV Tour to podróż przez ćwierćwiecze muzycznej kariery artysty, od jego początków w Take That i burzliwych lat buntu, przez poszukiwanie własnej ścieżki, aż po zbudowanie jednej z najbardziej imponujących karier w branży rozrywkowej. Robbie jest wykonawcą, który wycisnął maksimum ze swoich predyspozycji wokalnych i charyzmy... i cóż. Otwiera show, śpiewając let me entertain you i po prostu to robi.  

Trzeba sporej dawki pewności siebie, żeby zacząć koncert słowami "I'm Robbie fucking Williams, this is my ass, this is my band, and you better be good 'cause I'm amazing". Ale Robbie nie rzuca słów na wiatr i przez dwie godziny dostarcza rozrywki najwyższej klasy, wplatając w swoje (wcale nie tak skromne) bachanalia momenty refleksji i otwarcie przyznając się do wszystkiego, co przychodzi z popularnością i sławą.



Koncert to dwie godziny spektakularnej rozrywki skupiającej się wokół najpopularniejszych piosenek Robbiego; setlista zdecydowanie leżała bliżej składanki greatest hits niż jednego konkretnego albumu, a Robbie sięgnął chętnie nie tylko po utwory z solowych albumów, ale też zaczerpnął z tego, co stworzył z Take That. W porównaniu z pozostałymi koncertami z trasy dużych odchyleń praktycznie nie było, więc chyba można wszędzie spodziewać się mniej więcej takich samych utworów.

Było więc wszystko to, czego można się było po takiej podsumowującej trasie spodziewać: Come Undone, Let Me Entertain You, Feel, She's the One i oczywiście Angels. Trochę mnie rozczarował brak Millennium i Supreme (zwłaszcza tej pierwszej piosenki), ale za to otrzymaliśmy świetnie wykonane Don't Look Back in Anger, poprzedzone anegdotą o wyprawie na Glastonbury, i Hey Wow Yeah Yeah, które po latach wróciło na listę i podczas tej trasy otwiera koncerty.

Większość piosenek doczekało się już nieco odświeżonych aranżacji, ale to nadal muzyka, która nawet po blisko trzech dekadach ma w sobie ten pierwiastek ponadczasowości i nie ulega upływowi czasu. 



Muzyka muzyką, ale koncert Robbiego to rozrywka najwyższej próby. Wystarczy kilka pierwszych minut, by wiedzieć, że to nieprzypadkowo jest kariera, która rozciąga się na blisko trzy dekady - a potem jest już tylko lepiej. Bywałam w życiu na koncertach, gdzie artyści łapali świetny kontakt z publiką, bywałam też na takich, gdzie zdecydowanie tej nici porozumienia zabrakło, ale to, co wydarza się między Robbiem a jego publicznością jest czymś magicznym. Czy to był już -dziesiąty koncert w trasie? Oczywiście. Ale czy komuś tu udało się sprawić, że publika poczuła się absolutnie wyjątkowa? Bez wątpienia.

Anegdoty Robbiego to sporo wspomnień dotyczących kariery, błyskotliwych, często ironicznych uwag skierowanych w stronę publiki, solidna garść samodeprecjonującego humoru, ale też ciepłych uwag dotyczących jego rodziny, a zwłaszcza dzieci. Podczas koncertu Robbie wyciągnął też kilka osób z publiki i zaprosił je, by oglądały koncert z fosy, rzucał też w tłum pamiątkowe koszulki. Takich drobnych gestów w całym tym szaleństwie, krytycznych uwagach przesiąkniętych brytyjskim humorem i sarkastycznych docinkach było całkiem sporo, co złożyło się na dodatkowy wymiar, który świetnie uzupełnił stricte muzyczną stronę wydarzenia.

Robbie przez wiele lat miał łatkę wykonawcy oferującego nieinwazyjną, lekką muzykę pop, ale dopiero na koncercie widać, jak wielowymiarowym i świadomym jest artystą, jak młodzieńczy bunt przerodził się w bardzo sprawnie poprowadzoną,  wspartą tytaniczną pracą karierę, jakich mamy w show-biznesie niewiele. Nic nie jest w tym spektaklu przypadkowe, a wszystkie elementy składają się na widowisko, o którym trudno zapomnieć. 



Share
Tweet
Pin
Share
No comments

         




Ciekawość zwyciężyła: z jednej strony tyle już przeczytałam fragmentów tej książki, że wątpiłam, by jeszcze czymś mnie zaskoczyła. Z drugiej jednak, subiektywnie najlepsze wyrywki w artykule napisanym pod tezę zawsze da się nagiąć do swojej interpretacji... i chyba dlatego zdecydowałam się przebrnąć przez tę niezwykle chaotyczną podróż przez miejsca dotychczas starannie ukryte przed wzrokiem wszystkich.

Książka jest (chyba) ostatnim etapem rozprawiania się księcia Sussex z przeszłością. Po wywiadach w prasie, spotkaniach z Jamesem Cordenem i Oprah, podcaście z Daxem Shepardem i własnym podcaście (choć liczącym nadal dwa odcinki), przyszedł czas na autobiografię, z którą Harry wyrusza na krucjatę przeciwko mediom. 

Nie do końca jasny jest dla mnie cel powstania tej książki: wiemy więcej o rodzinie królewskiej i trudnej dynamice panujących w niej relacji, ale pamiętać trzeba, że jest to relacja jednostronna. Pragnąc chronić swoją prywatność, co tak często zresztą podkreślają z żoną, Harry zagłębia się w detale, które wywołują raczej ciarki zażenowania niż autentyczne zaciekawienie. Dążąc do odzyskania własnej historii i odebrania jej mediom, Harry niewiele różni się w "Tym drugim" od brukowców, radośnie handlując prywatnością swoich bliskich, którzy nie chcą - a przede wszystkim nie mogą odpowiedzieć na jego zarzuty.





Książę Harry przyznaje też wprost, że ma doskonałą pamięć miejsc, przestrzeni i zdarzeń, ale rozmowy szybko ulatują mu z głowy; nie przeszkadza mu to jednak w starannym przytaczaniu konwersacji z bliskimi i przyjaciółmi. Wspomina też o tym, że Diana podarowała mu na urodziny w 1997 roku xboxa, choć premiera pierwszej konsoli to rok 2001; pozostaje samemu ocenić, czy takich naciągnięć jest tu więcej. Wydaje się, że podróżując przez swoją przeszłość, Harry przede wszystkim wyłuskuje zdarzenia, które wzmacniają wybrany przez niego przekaz. Od spania w brzydszej części sypialni w zamku Balmoral, przez wybraną dla niego przez media rolę łobuza, aż po trudności w odnalezieniu własnej drogi - w tej chaotycznej opowieści jest pełno takich kamyków.


"Ten drugi" nie jest jednak tylko zapisem momentów trudnych. Postacią, wokół której orbituje większość wątków w tej książce, jest matka Harry'ego; Diana pojawia się we wspomnieniach jako postać ciepła, pełna sprzeczności, ale niezwykle ważna, a jej gwałtowne zniknięcie zdaje się być nieustannie jątrzącą raną, która nie przestała nigdy boleć. Z opowieści Harry'ego wyłania się obraz rodziny królewskiej jako tkanki niezwykle złożonej, zbudowanej z silnych, nieustępliwych osobowości; rodziny, w której trudno mu było znaleźć swoje miejsce i odszukać sens. Nie jest to jednak historia całkowicie mroczna; w opis ten wplecionych jest jednak trochę jasnych, zabawnych momentów, które rozsznurowują sztywny gorset monarchii.

Niemniej jednak, ta licząca imponujące pięćset stron książka ma jeden (dość poważny) podstawowy mankament. Poza wymierzeniem mediom siarczystego policzka, właściwie trudno w niej wskazać jedną myśl przewodnią: Harry wydaje się nie być ani średnio uzdolniony intelektualnie (jak sam się zdaje przedstawiać), ani wyjątkowo lotny, nie jest szczególnie zabawny ani zupełnie pozbawiony poczucia humoru. Gdyby nie fakt, że Harry urodził się w rodzinie królewskiej i pojawiające się w historii jego życia postaci (zarysowane zresztą nieprawdopodobnie miałko) zwyczajnie budzą ciekawość czytelnika, byłaby to opowieść niewiele ciekawsza od tych, które można usłyszeć w angielskich pubach nad szklanką piwa.


Pomimo okazjonalnych wtrętów o dążeniu do życia, jakie prowadzili jego rówieśnicy, zakupach w TjMaxxie czy zamawianiu jedzenia z Nando's, wokół tej opowieści unosi się subtelna aura wyższości; niby nic, ale jednak jest to opowieść o świecie elit, podawana zwyczajnym ludziom z delikatną nutą protekcji. Podeszłam do tej książki z otwartą głową, bo żeby ją przeczytać, nie trzeba lubić ani Harry'ego, ani Meghan, ani brytyjskiej rodziny królewskiej - i nie chodziło wcale o to, żeby sobie jakąkolwiek opinię wyrobić. Ale wobec uprzywilejowania Harry'ego i jego oczekiwań wobec życia (które powinno było dać mu więcej, być łatwiejsze, potraktować go lepiej), trudno mi było wykrzesać duże pokłady empatii.



Poleciłabym tę książkę przede wszystkim osobom zainteresowanym brytyjską rodziną królewską - sama ciekawość wokół medialnego szumu związanego z H&M może być niewystarczająca, by utrzymać na dłużej uwagę czytelnika. Bo warto też dodać, że choć z jednej strony nie jest to książka fabularnie wymagająca, sposób podania tej historii jest na dłuższą metę bardzo męczący; książka przypomina zapis nieokiełznanego strumienia świadomości, a Harry skacze po tematach, przeplatając traumatyczne wspomnienia opowieściami o odmrożonych częściach ciała i przygodach z magicznymi grzybkami w domu gwiazdy Hollywood.

Z jednej strony to potrzebna książka, bo dotychczas nie mieliśmy szansy usłyszeć tak wyraźnego i odważnego głosu kogoś, kto wychował się tak bardzo w centrum jednej z najpopularniejszych monarchii świata. Z drugiej - potencjał tego głosu pozostaje w dużej mierze niewykorzystany. Książka staje się trochę prywatną wendetą Harry'ego, rozliczeniem z dawnych sytuacji, w której najbliżsi, przyjaciele, w końcu - media albo Harry'ego skrzywdziły, albo zawiodły. Niewątpliwie jednak pokazuje, jak dalece dysfunkcyjna jest dynamika relacji w BRK, jak silne jest pragnienie dochowania tajemnicy i jak trudno jest żyć z traumą przekazywaną z pokolenia na pokolenie. I to jest coś, co przede wszystkim warto ze sobą z tej historii zabrać; przywileje i pieniądze to tylko wartość dodana, która potrafi tak samo ułatwić, co skomplikować życie.

Jeśli Książę Harry i jego historia nie są tym, czego poszukujecie, zachęcam do przejrzenia działu bestsellery na TaniaKsiazka.pl - znajdziecie tam aż sto najlepiej sprzedających się obecnie książek.

"Ten drugi"  Książę Harry
Wydawnictwo Marginesy, 2023
tłum. Miłosz Biedrzycki, Anna Dzierzgowska, Jan Dzierzgowski, Mariusz Gądek, Agnieszka Wyszogrodzka-Gaik


Za współpracę barterową przy tytule dziękuję TaniaKsiazka.pl.
Share
Tweet
Pin
Share
1 comments
Newer Posts
Older Posts
Przepisy kulinarne

About me


About Amalie

Piekę, czytam, podróżuję, fotografuję. A potem o tym wszystkim tutaj piszę.

Follow Me

  • Instagram
  • Facebook
  • Bookstagram

recent posts

Blog Archive

  • ▼  2023 (14)
    • ►  września (1)
    • ►  sierpnia (3)
    • ►  lipca (2)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (1)
    • ►  kwietnia (2)
    • ▼  marca (2)
      • Robbie Williams | XXV Tour | Tauron Arena Kraków, ...
      • Książę Harry | "Ten drugi"
    • ►  lutego (2)
  • ►  2022 (31)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (1)
    • ►  października (3)
    • ►  września (1)
    • ►  sierpnia (4)
    • ►  lipca (2)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (2)
    • ►  kwietnia (5)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (4)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2021 (19)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (1)
    • ►  września (2)
    • ►  lipca (4)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (2)
    • ►  kwietnia (2)
    • ►  marca (2)
    • ►  lutego (1)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2020 (20)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (2)
    • ►  września (1)
    • ►  sierpnia (3)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  marca (3)
    • ►  stycznia (1)
  • ►  2019 (19)
    • ►  grudnia (1)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (3)
    • ►  maja (1)
    • ►  kwietnia (2)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (2)
    • ►  stycznia (5)
  • ►  2018 (33)
    • ►  grudnia (3)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (3)
    • ►  września (3)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (2)
    • ►  czerwca (4)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (2)
    • ►  marca (2)
    • ►  lutego (3)
    • ►  stycznia (3)
  • ►  2017 (35)
    • ►  grudnia (3)
    • ►  listopada (2)
    • ►  października (3)
    • ►  września (3)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (2)
    • ►  maja (2)
    • ►  kwietnia (2)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (6)
    • ►  stycznia (6)
  • ►  2016 (7)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (2)
    • ►  października (1)
    • ►  września (1)
    • ►  lutego (1)
  • ►  2015 (2)
    • ►  grudnia (2)
  • ►  2014 (9)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (1)
    • ►  maja (2)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  lutego (2)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2013 (27)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (1)
    • ►  października (1)
    • ►  września (2)
    • ►  sierpnia (2)
    • ►  lipca (3)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (4)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (2)
    • ►  stycznia (1)
  • ►  2012 (61)
    • ►  grudnia (4)
    • ►  listopada (1)
    • ►  października (4)
    • ►  września (5)
    • ►  sierpnia (9)
    • ►  lipca (4)
    • ►  czerwca (5)
    • ►  maja (7)
    • ►  kwietnia (9)
    • ►  marca (4)
    • ►  lutego (5)
    • ►  stycznia (4)
  • ►  2011 (65)
    • ►  grudnia (6)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (3)
    • ►  września (7)
    • ►  sierpnia (4)
    • ►  lipca (9)
    • ►  czerwca (6)
    • ►  maja (4)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  marca (6)
    • ►  lutego (6)
    • ►  stycznia (9)
  • ►  2010 (40)
    • ►  grudnia (8)
    • ►  listopada (7)
    • ►  października (6)
    • ►  września (2)
    • ►  sierpnia (6)
    • ►  lipca (6)
    • ►  czerwca (5)

Created with by BeautyTemplates