Nie jest to może najbardziej świąteczny wpis ze wszystkich, jakie zdarzyło mi się tu zamieścić, ale nie znam też nikogo, kto nie lubiłby domowych frytek. Oprócz tego, że są cudownie chrupiące z zewnątrz i mięsiste w środku, należycie tłuste i nieco nadmiernie słone (przynajmniej moja porcja), posiadają jednak JEDEN mankament który sprawia, że nie da się ich robić zbyt często.
No dobrze, dwa.
Pierwszy jest taki, że jeśli pryskający tłuszcz sprawia, że macie ochotę przeprowadzać procedurę smażenia uprzednio zabezpieczywszy każdą odkrytą powierzchnię ciała, to jest to proces czasochłonny i stresogenny.
Drugi jest taki, że potem przez kolejnych kilka dni nie tylko pamiętacie o frytkach, ale nawet nimi oddychacie, ze względu na niechęć smażelinowego zapachu do opuszczenia waszego przytulnego habitatu.
Może dlatego są też takie dobre, bo nie je się ich zbyt często i nie da się nimi znudzić. To jest ta najbardziej niezdrowa odmiana w której występują wielkie, porąbane w solidne kawałki ziemniaki. Są idealne.
ziemniaki (w ilości odpowiadającej Waszemu apetytowi)
olej
sól
Ziemniaki obieramy, kroimy w paski dowolnej grubości. Wrzucamy na godzinę do miski z zimną wodą, potem odcedzamy, jeszcze raz wypłukujemy w wodzie i osuszamy. Rozgrzewamy olej (we frytkownicy, w garnku z grubym dnem, nam zdarzyło się nawet hardkorowo smażyć w woku, działa świetnie) i smażymy frytki do momentu, kiedy się zrumienią. Wyciągamy łyżką cedzakową na talerz przykryty papierem śniadaniowym/ręcznikiem papierowym, delikatnie osączamy z tłuszczu. I na końcu dodajemy sól.
***
Animal
You’re an animal
Don’t take anything less
Out of control
You’re out of control
Strike those in distress
You’re an animal
Don’t take anything less
Out of control
You’re out of control
Strike those in distress
Analyse
Franchise
Spread out
Kill the competition
And buy yourself an ocean
Amortise
Downsize
Lay off
Kill yourself
Come on and do us all a favour
Franchise
Spread out
Kill the competition
And buy yourself an ocean
Amortise
Downsize
Lay off
Kill yourself
Come on and do us all a favour
Uwielbiam takie frytki i żadne mankamenty mi w nich nie przeszkadzają. :) Może poza kalorycznością.To jest problem, który powoduje, że nie goszczą u mnie w domu zbyt często.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, IS
W kwestii kaloryczności to zawsze można zastosować inne rozwiązanie i je upiec :-) Ale wszyscy wiemy, że to już nie to samo...
UsuńU mnie podobnie, bardziej od odprysków, boję się tych komórek tłuszczowych ;) ale, jak piszesz, raz na jakiś czas ... czemu nie!? :D
OdpowiedzUsuńW umiarze nic nie zaszkodzi, nawet te straszne tłuszcze :D
UsuńFrytki mają swoje wady, ale zalety smakowe skutecznie to wynagradzają :) Uwielbiam.
OdpowiedzUsuńTrudno się nie zgodzić! :)
UsuńPrzynajmniej wiemy, że jemy ziemniaki, a nie jakieś miksy proszkowe, do których się dolewa wody i ot co nagle mamy frytki; D
OdpowiedzUsuńWyglądają bardzo apetycznie, o wiele lepiej niż te kupne!
Ooo tak, podpisuję się pod tym absolutnie. Zawsze mnie zadziwiały te frytki z dziwnej masy :D Jakiś niesamowity proces się za tym kryje, którego jeszcze nie odkryły zwyczajne ziemniaki ^^
UsuńCzy czystych talerzy zabraklo, ze trzeba bylo je zawinac w gazete ? To chyba niezdrowe
OdpowiedzUsuńTak, brakło ;) Wszystkie finanse przeznaczam na anglojęzyczną prasę :-) Taki domowy recykling.
UsuńO to, czy niezdrowe, wypadałoby zapytać pokolenia Anglików którzy się wychowali i przez lata jedli Fish&Chips ni mniej ni więcej, ale właśnie zawinięte w gazetę.
mogę się oprzeć wielu potrawą, ale frytki mnie zawsze skusi :)
OdpowiedzUsuńA domowe kuszą podwójnie! :D
Usuńale mi się podoba ta para kolorów, żółte frytki i błękitny talerz, pięknie do siebie pasują!
OdpowiedzUsuńMój tata robił najlepsze frytki pod słońcem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
W gazecie ładnie się prezentują :). Tłuste, ale za to jaki rarytas ;).
OdpowiedzUsuńCudowny blog ;)
OdpowiedzUsuńagrestaco6.blogspot.com
Może i nie jest to świąteczny przepis, ale za to idealny na porę roku, w której mam szczególną ochotę na ziemniaki :). Pycha :).
OdpowiedzUsuń