Bronnie Ware zadeklarowała w jednej
ze znajdujących się w książce dygresji (bardzo zresztą licznych), że stara się
przede wszystkim żyć uczciwie i prosto. Po zapoznaniu się z całością tej
książki trudno jednak nie zmierzyć się z pytaniem dlaczego zatem oszukuje czytelników? - prawdę powiedziawszy mam bowiem takie wrażenie zostania nabitym w butelkę, że posunę się wręcz do stwierdzenia: właśnie zostałam perfidnie oszukana.
Czego
najbardziej żałują umierający jest doskonałym przykładem na to, że temat
sprawdzający się doskonale przy małej formie literackiej może czasem tylko
stracić na jego rozbudowaniu. Trudno jest mi w tej chwili dotrzeć do źródłowego
posta, od którego zaczęło się zainteresowanie światowych mediów tym tematem – bo
co ciekawe, nie ma go również na oficjalnej stronie internetowej samej Ware,
choć odnośniki znajdują się m.in. na witrynie the Guardian. Pamiętam jednak, że
kiedyś się już z nim zetknęłam, i było to spotkanie krótkie, podczas którego
kilku ciekawych rzeczy się dowiedziałam, ale które nie zmieniło zasadniczo
mojego życia – bo poza potwierdzeniem własnych przewidywań nie dowiedziałam się
niczego odkrywczego. Dla samej autorki był to tekst przełomowy, bo dzięki niemu
znalazła się m.in. na konferencji TED, udzieliła wielu wywiadów telewizyjnych i
radiowych, a wreszcie popełniła tę, hmm, trudną książkę.
Bronnie Ware przedstawia tu kilka
bardzo ważnych obserwacji, oswajając czytelnika równocześnie ze śmiercią i całą
serią towarzyszących jej zdarzeń, od których zwykliśmy odwracać się plecami. Są
to spostrzeżenia niezwykle istotne, podobnie jak i tytułowe ubolewania – i
gdyby na tym poprzestać, to książka byłaby szalenie cennym, ciekawym źródłem
informacji zaczerpniętych od ludzi doświadczonych życiowo, których priorytety
uległy w niektórych przypadkach całkowitemu przewartościowaniu. Sęk w tym, że
autorka nie mogła oprzeć się psychologiczno-radosnej, bełkotliwej narracji. I
nie jest to wcale jeszcze największy problem tej książki – ona po prostu nie
jest o tym, co rzekomo zapowiada. W gąszczu autobiograficznych wątków i
opowieści o przeprowadzkach, podróżach po świecie i w głąb siebie, drodze do
rozwoju i artystycznego sukcesu oraz medytacjach znajdują się krótkie (choć
napisane z niezwykłą wrażliwością i świadczące bez wątpienia o głębokim
szacunku Bronnie do opisywanych osób) wzmianki o tytułowych zagadnieniach. O
ile początkowo potraktowałam nakreślenie tła autobiograficznego jako całkiem
dobry pomysł dla zarysowania ogólnego kontekstu powstania tej książki, o tyle
gdzieś w połowie książki ta dominacja wszechobecnej
mnie zaczęła być zwyczajnie nie do zniesienia. Dygresje te zwykle zaczynały
się od próby wyjaśnienia czego autorka dzięki temu spotkaniu się nauczyła, co
zrozumiała – ale były tak obszerne, że przedarłszy się przez podróż na drugi
koniec świata lub detaliczny opis jednej nocy po ecstasy, ja ledwo
przypominałam sobie do czego w ogóle nawiązywał główny wątek.
Nie jest to jednak książka z gatunku
każdy powinien to przeczytać, żeby
samemu ustrzec się podobnych błędów. Dlatego, że te same informacje da się
uzyskać przeczytawszy dowolny artykuł nawiązujący do książki Bronnie bądź
posłuchać udzielonego przez nią wywiadu. Zniosłabym jeszcze wszystko, ale kiedy
przeczytałam o depresji ocierającej się o popełnienie samobójstwa ustępującej
na przestrzeni jednej nocy, sama nie wiedziałam czy lepiej się śmiać czy płakać.
Do mnie jednak nie przemawia. Od dawna nie trafiłam na książkę, po którą
autentycznie nie miałam w pewnym momencie ochoty sięgnąć – chyba z żalu, że tak
dobrze zapowiadający się temat przytłoczyły personalne rozterki autorki.
0 comments:
Prześlij komentarz