W tym roku Tłusty Czwartek (wyjątkowo chudy) sponsorował mi MORD. O tym można przeczytać tutaj, a o rzeczach jeszcze przyjemniejszych napiszę poniżej :-)
Chrust - bo taki lubimy z Mamą najbardziej, tak kruchy, żeby łamał się w dłoniach gdy podnosi się go do ust - smażymy w domu raz do roku. Nie dlatego, że ciasto wymaga pokładów siły godnych małego atlety. Gdyby ułożyć wzór matematyczny określający problem wentylacji mieszkania po usmażeniu półmiska faworków, na pewno zawierałby w sobie ilość faworków i wprost proporcjonalnie rosnący zapach smażenia wnikający w każdy zakątek mieszkania. Może nawet podniesiony do kwadratu. A potem nie sposób tego wygonić, chociaż stosujemy kompleksowy przeciąg między oknem a wyjściowymi drzwiami, po drodze włączając również wszystkie możliwe wyciągi i okapy kuchenne ;-)
Nie zmienia to faktu, że lubię kiedy Mama smaży faworki. Bo sama to mogę je wycinać, przewlekać i przygotowywać do smażenia. Ale samego momentu właściwego przygotowywania nie lubię. Dlatego dziś przepis na cztery ręce, w tym roku przygotowywany nawet tylko przez dwie.
Chrust
3 żółtka
1 łyżka octu
1 łyżka masła
3 łyżki śmietany
1 łyżka cukru pudru
200g mąki pszennej
Ciasto zagnieść, następnie wyłożyć na stolnicę i uderzać wałkiem do ciasta aż się rozpłaszczy. Kiedy samoistnie przybierze formę sporego prostokąta, złożyć ponownie na pół i uderzać, aż wróci do poprzednich rozmiarów. Znów złożyć na pół i tak kontynuować przez ok. 10 minut. (Sytuacja analogiczna do wałkowania i składania ciasta francuskiego.) Dzięki temu do ciasta dostanie się więcej powietrza i podczas smażenia pojawią się bąbelki powietrza, które nadadzą niezwykłej chrupkości. Ciasto rozwałkować tak cienko, jak tylko się da (niektórzy sugerują nawet przepuszczanie go przez maszynkę do makaronu). Radełkiem lub nożykiem wycinać długie pasy, kroić je na kilka części. W każdym z pasków zrobić niewielkie nacięcie i przeciągnąć przezeń jeden z rogów. Chrust układać na mocno rozgrzanym oleju w głębokiej patelni, smażyć z obu stron na rumiany kolor. Wykładać na wyłożony papierem do pieczenia talerz (wchłonie chociaż część tłuszczu, ale nie łudźcie się zanadto..;-). Po tym, jak nieco przestygną posypywać cukrem pudrem.
I wcinać ;-)
P.S. Zasadnicza różnica między faworkami a chrustem jest taka, że faworki są grubsze i często drożdżowe. Są bardziej miękkie i w smaku przypominają raczej oponki niż kruchy chrust.
Piękne są Wasze chruściki:)
OdpowiedzUsuńBardzo apetyczny ten chruścik - widać, że kruchutki, taki jak lubię. Zatęskniło mi się za faworkami - dawno ich nie jadłam.
OdpowiedzUsuńno właśnie z powodu zapachu i tego że mam otwartą kuchnię nie smażę ani faworków/chrustu ani pączków...
OdpowiedzUsuńza to kupiłam ostatnio w sklepie za całe 6 zł za 100g opakowanie - były tak kruche, że właśnie łamały się zanim jeszcze trafiły do ust - pyszne!
przepysznie wyglądają, aż żałuję że już nie mam swoich :)
OdpowiedzUsuńCudowne. Wygladaja na niezwykle kruche i delikatne :)) Pozwolisz, ze sie poczestuje? :)
OdpowiedzUsuńChrusty rewelacyjne. Gratulacje z powodu wydarzeń w MORD-zie:)
OdpowiedzUsuńmniam...
OdpowiedzUsuńuwielbiam
i zawsze każdy mi powtarzał, że chrust to faworki.. a tu proszę niespodzianka!
OdpowiedzUsuńwedług Twojego rozróżnienia moje faworki (chrupkie i delikatne) to chrust, aczkolwiek dopiero na blogach spotkałam się z nazwą "chrust", więc pozostanę przy moim nazewnictwie :)
OdpowiedzUsuńniemniej, jak zwał tak zwał, lubię to!
Oj tak, zapach smażenie wszędzie, nawet we włosach i płaszczach wiszących w przedpokoju.
OdpowiedzUsuńFajnie widać bąbelki na zdjęciu :).
świetne zdjęcia, jak zawsze!
OdpowiedzUsuńSerio tak to jest z faworkami i chrustem?! A ja myślałam, że to się stosuje zamiennie, w zależności od położenia geograficznego. No proszę! Wasze chrusty pysznie bąblowane. Ogromnie mi się podobają.
OdpowiedzUsuńA pozytywnego gratuluję! :)
Chrust piękny i złocisty, ale moją uwagę zwrócił także śliczny biały kubeczek, czy to filiżanka może? Do kompletu z talerzykiem-wykwintny ten zestaw cały na zdjęciu;-)
OdpowiedzUsuńHmmm...mnie też wmawiano, że chrust i faworki to jedno i to samo...Mimo iż nie przepadam za tymi słodkościami, na kilka jednak bym się skusiła:)
OdpowiedzUsuńLubię cieniutki i bardzo kruchy chrust.Twój taki mi się widzi.Pięknie prezentuje się na zdjęciach!
OdpowiedzUsuńTakie chruściki lubię najbardziej - moja mama jest ich mistrzynią :) P.S. Nasz Tłusty Czwartek też jakiś wyjątkowo chudy był w tym roku :)
OdpowiedzUsuńChrust i faworki kocham miłością absolutną :-)
OdpowiedzUsuńPysznie wygląda, zdecydowanie wolę niż pączki.
OdpowiedzUsuńpiekne zdjecia, piekny chruscik:)
OdpowiedzUsuńTak jaks Kaś napisała....moje faworki też są kruche,,i szalenie cieńkie...dlatego muszę poszperać w necie czy to faktycznie chrust coś innego niż faworki. Na razie jestem niedowiarkiem:)
OdpowiedzUsuńps. piękne zdjęcia:)
Ja w tym roku pierwszy raz smażyłam faworki. Zawsze robiła to moja mama...i przyznałam się z bólem, że ona robi lepsze - bardziej kruche.
OdpowiedzUsuńTwoje wyglądają na leciutkie i kruche :)
Chrust jest super smaczny, a ten na zdjęciu wygląda rewelacyjnie.
OdpowiedzUsuń