Gdybym miała wybrać jedno warzywo, które mogłabym jeść bez końca, bez wątpienia byłby to ziemniak. Odczuwam swoisty niepokój, kiedy w kuchennej szufladzie z żelaznymi zapasami nie ma co najmniej kilku ziemniaków, które można byłoby potencjalnie upiec, podsmażyć albo po prostu ugotować i zjeść z solą (przyznawać się, ale już - dla kogo ziemniaki solone to potencjalny gwóźdź programu? w wersji luksusowej serwowane z masłem). Generalnie jestem przekonana, że z ziemniaka da się zrobić absolutnie wszystko, bo nie znam drugiego warzywa, które równie świetnie nada się na ekskluzywne zapiekane dauphinoise, jak i do wykonania z niego pieczątek.
Równie duże pokłady sympatii mam dla batatów - tym bardziej, że są niesamowicie kompaktowe. Można z takim batatem w torbie zasuwać po mieście, bo przez opływowy kształt świetnie leży między książką a kosmetyczką, a poza tym człowiek od razu czuje się bezpieczniej ze świadomością, że dzierży w dłoni pakunek cięższy o co najmniej pół kilo. A potem zrobić z jednego cały obiad na dwa dni.
Kiedyś już wspominałam na blogu - chyba przy okazji burgerów z fasoli - że nie znoszę, kiedy usilnie podkreśla się w wegetariańskich i wegańskich przepisach fakt, że smakują zupełnie jak ich pierwowzór z mięsem. Jakoś wychodzę z założenia, że to po prostu ma smakować inaczej, nawet może będzie lepsze, ale nie staram się za wszelką cenę odtworzyć smaku pieczonych żeberek w szpinaku, bo w takie rzeczy to umie chyba tylko Willy Wonka. Chociaż jak zjem jeszcze parę mandarynek to niechybnie podzielę los Violet Beauregarde zwiedzającej jego fabrykę.
No dobra, dość tych ziemniaczanych rozważań. Fokus: batat, skoro w Carrefourze była promocja i przechwyciłam dorodną bulwę w alejce między liściastym szpinakiem i mandarynkami. Postanowiłam przerobić ją na burgery, ale żeby nie było nudno, wkroić do tego jeszcze szpinaku i suszonych pomidorów. Sama się pochwalę, że był to znakomity pomysł ;)
Burgery z batatów ze świeżym szpinakiem i suszonymi pomidrami
1 duży batat (ok. 700 g)
1 średni zwykły ziemniak
1 rozgnieciony ząbek czosnku
2 duże garści świeżego szpinaku baby
ok. 6 dużych suszonych pomidorów w oleju
1 płaska łyżeczka Vegety Natur + 1/2 łyżeczki świeżo zmielonego pieprzu
1/4 łyżeczki suszonej papryki chili + płaska łyżeczka suszonej słodkiej papryki
+ 1 jajko, mąka i bułka tarta do obtoczenia
Zaczynamy od nastawienia osolonej wody na ziemniaki, a same warzywa myjemy, obieramy i kroimy w sporą kostkę. Wrzucamy je na gotującą się wodę i gotujemy przez 15 minut, następnie odcedzamy i pozostawiamy na chwilę do ostygnięcia.
W międzyczasie kroimy szpinak i suszone pomidory w wąskie paski (albo inną dowolną formę geometryczną). Do przeciśniętych - albo rozgniecionych - ziemniaków dorzucamy ząbek czosnku, wszystkie przyprawy i pokrojony szpinak i pomidory. Wszystko mieszamy na gładką masę i formujemy burgery. Z podanych proporcji powinno wyjść około siedmiu średniej wielkości kotlecików.
Ja wybrałam opcję mało fit: każdy kotlet zaraz po uformowaniu obtoczyłam w mące, jajku i bułce tartej. Potem układałam je na patelni z rozgrzanym olejem rzepakowym i smażyłam na złoty kolor (ok. 2-3 minuty na każdej stronie).
Jedzone było ze świeżym szpinakiem z sosem winegret. A potem w bułce, na ciepło, z dużą ilością sera, co przypomniało mi, dlaczego opcja vegan nie wchodzi w moim przypadku w grę.
0 comments:
Prześlij komentarz