Amerykańskie filmy familijne mają w sobie pewną magię. Nawet jeśli są do bólu kiczowate i opowiadają znaną wszystkim na wylot historię, ogląda się je zawsze tak samo przyjemnie. Oglądanie w pewnym okresie roku (tak, właśnie teraz - zimą, gdy za oknem zaspy po kolana, z kubkiem herbaty z miodem i cytryną w zziębniętych dłoniach) sprawia, że od razu robi się człowiekowi cieplej na duszy. Mogłabym oglądać w nieskończoność perypetie Griswoldów czy słynnego już Kevina ;)
W filmach typowo dziecięcych, w kreskówkach czy krótkometrażowych produkacjach pojawia się natomiast dość ciekawy motyw - zwyczaj (podejrzewam że pielęgnowany wyłącznie w filmowej rzeczywistości) pozostawiania ciasteczek dla Mikołaja - koniecznie ze szklanką mleka. Rano zawsze pozostawały okruszki i odrobina mleka na dnie szklanki - a obok łóżka stos prezentów. Z powodu dzisiejszego święta - i okazji, by Kogoś tymi ciasteczkami obdarować (i nie był to święty Mikołaj!) - upiekłam migdałowo-żurawinowe ciastka.
Kruche ciastka z migdałami w miodzie i żurawiną /ok.40 sztuk/
żurawina:
2 łyżki sherry
180g suszonej żurawiny
skórka otarta z 1/4 pomarańczy
migdały:
30g masła
1/2 szklanki miodu
160g płatków migdałowych
1/2 łyżeczki gruboziarnistej soli
1/2 łyżeczki esencji waniliowej
ciasto:
230g masła
50g cukru pudru
380g mąki pszennej
Żurawinę zalać alkoholem i wymieszać ze skórką pomarańczową. Zostawić pod przykryciem na godzinę. Płatki migdałowe lekko uprażyć na suchej patelni. W rondelku połączyć masło i miód, podgrzewać do czasu aż nabierze bursztynowej barwy. Wtedy dodać sól, esencję i na końcu połączyć z migdałami. Masę wylać na pergamin, rozsmarować dość cienko i odstawić na pół godziny do ostygnięcia. Miękkie masło utrzeć z cukrem, dodać żurawinę i stopniowo dodawać przesianą mąkę. Do mieszaniny wsypać płatki migdałowe. Jeśli wasza masa miodowo-migdałowa bardzo stwardnieje, możecie spróbować posiekać ją nożem. Ja odrywałam kawałki ciągnącej się masy i stopniowo dorzucałam je do ciasta, żeby równomiernie się rozłożyły. Gotowym ciastem wylepić wyłożoną papierem do pieczenia dużą blachę, a następnie tak zawinąć brzegi do środka, żeby ciasto zawinęło się w podłużny rulon. Ciasto trzymać w lodówce ok. 3 godzin (wtedy najlepiej się kroi) i następnie odkrawać dużym nożem ciastka - dowolnej grubości, byle mniej więcej równej, wtedy najlepiej się pieką. Piec w 150 stopniach ok. 30-35 minut.
...a potem możecie Kogoś nimi obdarować ;)
ale ciastka , ja bym z radością przyjęła taki prezent
OdpowiedzUsuńJa też poproszę! Bardzo kojarzą mi się ze świętami, bo podobne z żurawiną zawsze piecze i przywozi na święta moja kuzynka :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPiękne ciasteczka:)
OdpowiedzUsuńZ żurawiną sa takie pyszne, mniam:)
Pozdrowienia:)
sliczne ciasteczka i jakie musza byc smaczne:) chetnie bym chciala zostac nimi obdarowana:)
OdpowiedzUsuńŚliczne ciasteczka! Takie inne niż u wszystkich.Słoneczne,poprzetykane czerwienią żurawinową.Wzdycham...
OdpowiedzUsuńpodoba mi się ten słodki ciasteczkowy zwyczaj.
OdpowiedzUsuńmyślę, że z takich z żurawiną Mikołaj byłby bardzo zadowolony.
pamiętam, jak byłam mała, jednego roku zostawiłam pierniczki na oknie ze szklanką mleka, przy zapalonej świecy i... przyłapałam Tatę jak podjadał te słodkości! och, alez byłam wtedy rozczarowana jego zachowaniem. nie odzywałam się cały następny dzień do niego.
OdpowiedzUsuńale zwyczaj, choc odrobinę ocieka kiczem, jest bardzo ciepły i miło mi się kojarzy. szczególnie kiedy w grę wchodzą takie cudowne ciasteczka, jak te Twoje ;]
rozrzucałam po podłodze "eclairs cadbury" i jak rano widziałam nie pozbierane pojedyncze sztuki, to martwiłam się, że nie wszystkie elfy dostaną..
OdpowiedzUsuńza szybko dowiedziałam się że nie ma mikołaja
Świetne! Mam na nie ogromną ochotę!
OdpowiedzUsuńOjej, a ja nigdy nie zostawiałam mikołajowi ciastek... A to takie przecież fajne jest. Bardzo mi się podobają twoje ciasteczka (oczywiście najpierw zjadłabym połowę ciasta na surowo, a z tego, co zostanie, zrobiłabym ciastka) :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię takie ciasteczka. Mam przepis na trochę podobne, ale z migdałami i skórką pomarańczową. Twoje są cudne i taki mikołajkowy prezent na pewno cieszy.
OdpowiedzUsuńA ja zostawiałam Mikołajowi kawałki czekolady. Zawsze znikały. Po latach dowiedziałam się, że tata je zjadał :D
Same dobre rzeczy, więc musi być dobre;)
OdpowiedzUsuńDroga Panno Dojrzała!
OdpowiedzUsuńte ciasteczka są przecudne i bardzo podoba mi sie zdjęcie tego surowego wałka- jest bardzo bardzo urokliwe. Podobnie jak pomysł na prezent. Moj Mikolaj nie przynosi mi ciasteczek, a szkoda. ;)
Ciasteczka wyglądają ślicznie. My zawsze zostawiamy Mikołajowi ciasteczka i mleko:)
OdpowiedzUsuńDo mnie Mikołaj zawsze przychodził bez zachęty. Ale może następny razem warto by było odwdzięczyć się mu takimi pysznymi ciasteczkami? ;)
OdpowiedzUsuńI składam Ci, Arven, spóźnione życzenia! Nigdy bym nie powiedziała, że reprezentujesz, podobnie jak ja, owo młode pokolenie kulinarnych blogerek, naprawdę! ;))
Pozdrawiam!
ale smakowicie wygląda !
OdpowiedzUsuńprezentują się cudownie, a jeśli jeszcze jest w nich żurawina to ja jestem od razu na tak :)
OdpowiedzUsuńChyba podpowiem moim najbliższym, żeby mi taki prezent zrobili, bo ze mnie jest istny żurawinowy potwór :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za życzenia i wszystkie opowieści ;) Rozczuliła mnie troska o pokrzywdzone elfy, które nie dostaną cukierków :-)
OdpowiedzUsuń@Zaytoon, jak to? Przecież ze mnie to chyba wręcz bije wariactwo i dziecinność ;)
P.S. Polecam upieczenie ciastek na prezent...radość o wiele wiele większa niż ze zwykłej tabliczki kupowanej czekolady ;)
Mikołaj z pewnością był zadowolony :)
OdpowiedzUsuńnajbardziej podoba mi się takie surowe ciasto zwinięte w wałeczek... chyba jadłabym je w takiej postaci:)
OdpowiedzUsuńHa...! Robiłam, robiłam i potwierdzam, że pyszne! Krojenie ciastek z wałeczka bezcenne:)
OdpowiedzUsuńA zostawiania Mikołajowi ciastek nie znam... Rocznik już starszy...:(
Serdeczności!
Kocham żurawinę!!! Muszę wypróbować te pyszność, może w weekend? :)
OdpowiedzUsuńewelajno, cieszę się że były smaczne :D
OdpowiedzUsuńProponuję w przyszłym roku obdarować Mikołaja ;)
też słyszałam o takiej tradycji ;) dla takich pyszności to warto nawet mikołaja poudawać ;)
OdpowiedzUsuńO,świetne!Właśnie takie chodzą mi po głowie od jakiegoś czasu :)
OdpowiedzUsuńświetny sposób na krojone ciasteczka, kiedyś podobne robiłam z kandyzowanymi owocami:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Upiekłam i sa naprawdę przepyszne. Dawno takich smacznych nie jadłam. Właśnie opublikowałam wpis. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam składniki i zakochałam się w tych ciasteczkach. Tam jest wszystko to co lubię i i zero proszku do pieczenia. Porywam przepis. Też mam słabość do takich amerykańskich filmów w tym czasie. Pewnie jest to sentymentalne, ale... przyjemne. U nas w domy zawsze zostawia się ciasteczka i kubek mleka dla Mikołaja (a jak dzieciaki zasną zjadamy je, żeby właśnie zostały te okruszki). Tak było w moim rodzinnym domu. Bardzo lubię ten zwyczaj.
OdpowiedzUsuńEch tylko się zakocykować i pałaszować w ciepełku.
OdpowiedzUsuńTo juz trzeci przepis, ktory wlasnie sobie od Ciebie skopiowalam :) Te ciasteczka sa urocze. I widze po raz kolejny gruboziarnista sol w skladnikach, to dla mnie nowosc. Koniecznie musze wyprobowac te ciasteczka :)
OdpowiedzUsuńP.S. Jak ja nie cierpie "Kevina"... :)))