Facebook ma to do siebie, że oprócz spełniania podstawowej funkcji - pomagania ludziom w nawiązywaniu kontaktu (i tym samym upośledzania naszej naturalnej zdolności do szukania go w rzeczywistym świecie), ma tysiące stron, nie tylko reklamujących konkretnego producenta czy produkt. Są też te, które lubię najbardziej, a do których zapisuję się "bo robię to samo" albo "faktycznie tak jest...". Należę do kilku(nastu) takich grup, w tym do jednej, którą polubiłam najbardziej - Making up nicknames for people you don't know but see all the time. Musicie tutaj powstrzymać się od mimowolnego okrzyku oburzenia i zamknięcia strony. Albo nie musicie, ale bardzo bym chciała, żebyście przeczytali ciąg dalszy ;) Przydomki, które ludziom nadaję, nie mają nigdy charakteru złośliwego lub wrednego. Mają zwykle rodowód literacki, filmowy, kulturowy bądź muzyczny, głęboko zresztą zakorzeniony w podświadomości ogólnej. I nie jest to również tak, że całymi dniami siedzę w oknie wypatrując swojej potencjalnej ofiary. Pewnych ludzi po prostu da się zakwalifikować do konkretnej kategorii i czasem trudno jest zwalczyć w sobie ten stereotyp.
Przydługawy ten wstęp prowadzi do kolejnej przydługawej opowieści. Wpisując tytuł, szukałam dobrego określenia na kończący się sezon rabarbarowy. I padło na "ostatnie podrygi" a w głębi mojej głowy od razu odbiło się "...zdechłej ostrygi". To powiedzonko natomiast, dość zabawne, wtłoczył mi do głowy pewien Pan, z którego to rodziną przez absolutny przypadek przebywaliśmy dwa lata temu w jednym hotelu na wakacjach w Turcji. A że hotel był kameralny i mały, a rodaków w nim tyle, co właśnie w naszej grupie - natomiast zachowanie Pana już pierwszego dnia nasunęło konkretny przydomek - tak mi się wzięło na wstęp o facebookowych grupach i "lajkach". I wtedy też pomyślałam, że istniejąca już od roku (!) Fuzja Smaków nie ma też własnej strony na facebooku. Jak widać (mam nadzieję, że widać) po prawej stronie, już ma. Można klikać!
Przydługawy ten wstęp prowadzi do kolejnej przydługawej opowieści. Wpisując tytuł, szukałam dobrego określenia na kończący się sezon rabarbarowy. I padło na "ostatnie podrygi" a w głębi mojej głowy od razu odbiło się "...zdechłej ostrygi". To powiedzonko natomiast, dość zabawne, wtłoczył mi do głowy pewien Pan, z którego to rodziną przez absolutny przypadek przebywaliśmy dwa lata temu w jednym hotelu na wakacjach w Turcji. A że hotel był kameralny i mały, a rodaków w nim tyle, co właśnie w naszej grupie - natomiast zachowanie Pana już pierwszego dnia nasunęło konkretny przydomek - tak mi się wzięło na wstęp o facebookowych grupach i "lajkach". I wtedy też pomyślałam, że istniejąca już od roku (!) Fuzja Smaków nie ma też własnej strony na facebooku. Jak widać (mam nadzieję, że widać) po prawej stronie, już ma. Można klikać!
Jogurtowa krajanka z rabarbarem i orzechowym karmelem
100g masła
1 duże jajko
300g rabarbaru
1 łyżka cynamonu
225g mąki pszennej
80g cukru brązowego
1/2 łyżeczki soli
130g cukru kryształu
250g jogurtu naturalnego
1 łyżeczka proszku do pieczenia
100g orzechów (użyłam włoskich i laskowych)
Około 20g masła rozpuścić w rondelku. Zasypać cukrem demerara, cynamonem i wymieszać. Dodać do masy grubo posiekane orzechy i odstawić do wystygnięcia. Resztę masła zmiksować z cukrem kryształem oraz jajkiem na puszystą masę. W misce wymieszać przesianą mąkę, proszek do pieczenia i sól. Do puszystej masy maślanej dodawać stopniowo mieszankę mąki z proszkiem, a na końcu porcjami wlewać jogurt. Na końcu do masy dodać umyty i pokrojony w drobną kostkę rabarbar.
Blaszkę 33x23cm wyłożyć papierem do pieczenia i wylać na to ciasto. Na cieście ułożyć lekko rozgrzany (ciepłą masę się łatwiej rozkłada) karmel z orzechami. Może okazać się konieczne wykładanie go punktowo, łyżką - niekoniecznie całe ciasto musi być nim pokryte. Krajankę piec ok. 30 minut, do suchego patyczka.
Krajanka jaka jest, każdy widzi. Bardzo wilgotna od jogurtu i rabarbaru, miękka - na ciepło bardziej jak pudding, na zimno trochę jak niski biszkopt. Najlepszą w tym wypieku częścią jest bezapelacyjnie orzechowy karmel, i będę z całą pewnością szukać dla niego innych zastosowań, choć doskonale komponuje się z puszystym ciastem i wilgotnym rabarbarem.
Przepis dorzucam do akcji Olciaky, Ra-bar-bar.
To mi przypomniało o moim nawyku porównywania ludzi do zwierząt lub przedmiotów:)
OdpowiedzUsuńJuż polubiłam ;) Gdzieś czytałam, że rabarbar rośnie aż do końca wakacji, więc nie wiem czy to koniec sezonu. Zresztą ja ze zdobyciem rabarbaru nie mam problemu, bo rośnie w ogrodzie mojej babci w dużych ilościach, a to zaraz za płotem ;)
OdpowiedzUsuńoj zjadłabym:)trzeba dorwać jeszcze rabarbar w sezonie..
OdpowiedzUsuńoch, karmel na jogurtowym cieście.
OdpowiedzUsuńi czy ja widzę tu orzechy?
chyba pożyczę ten smakowity przepis. ; )
Przeminęło z rabarbarem:) i to tak wybornie:) już cię lajknęłam:)
OdpowiedzUsuńApetyczne bardzo:)
OdpowiedzUsuńCałkiem ponętne te ostatnie podrygi;)
OdpowiedzUsuńNie dość, że to jest chyba moje ulubione połączenie smaków, to od dawna nie widziałam tak pięknych zdjęć!Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńpięknie wygląda! :) muszę się skusić na taką krajankę. A co do grup fejsbukowych- najbardziej lubię w nich to, że wyłapuję takie nasze małe codzienne czynności i dzięki nim okazuje się, że ileś milionów ludzi na całym świecie "ma" dokładnie to samo :)
OdpowiedzUsuńoch, jogurtowa krajanka?
OdpowiedzUsuńpysznie, pysznie.
taakie smaki, kuszące ;]
Pyszna ta krajanka! Ślicznie i apetycznie wygląda,.
OdpowiedzUsuńMówisz,ze to koniec niedługo sezonu rabarbarowego? Ja w ogródku jeszcze mam i jeszcze sobie z rabarbarem poszaleję:))
Gratuluję stronki na FB :)
Pozdrowienia :)
Jogurt, rabarbar, orzechy i karmel... razem brzmią rewelacyjnie! :)
OdpowiedzUsuńNiesamowita krajanka. Jest w niej wszystko, co lubię.
OdpowiedzUsuńI lubię pyszne strony na fb :))
Przepiekne zdjecia, juz sobie wyobrazam to niebianskie polaczenie kwasnego rabarbaru i slodkiego karmelu...
OdpowiedzUsuńCzasem lubię przypadkowe krajanki. Często w planach mierzące wysoko ;).
OdpowiedzUsuńGdybym nie była anonimowa (oficjalnie mój blog nie istnieje ;) to bym polubiła. A tak lubię bez kliknięcia ;D.
P.S. Ja tu widzę jeszcze czekoladę i masło orzechowe! ;)))
fajne to ciasto :) takie inne niż wszystkie dotychczas, z tych rabarbarowych rzecz jasna :)
OdpowiedzUsuńzachęciłaś mnie bardzo :) wygląda rewelacyjnie
OdpowiedzUsuńKońca rabarbaru nadszedł już czas...ale mam nadzieję, że zdążę zrobić jeszcze mój dżem!
OdpowiedzUsuńZ chęcią kliknęłabym "Like'a" ale nie mam konta na wszechobecnym Facbook'u ;) Ale może kiedyś się przełamię i się zaloguję :)
Wracając do sedna: krajanka boska. Połączenia "polewy" karmelowej i rabarbaru nie spotkałam, dlatego dla mnie jest wyjątkowa. Pychoty!
Pozdrawiam serdecznie!
No to staję się Twoją "fanką". Ja już od jakiegoś czasu mam stronkę na fb. jakby nie było trzeba iść za duchem czasu.
OdpowiedzUsuńA krajanka na pewno smaczna tak jak i zdjęcia piękne.
Pozdrawiam
Anula
Dlaczego ja Cię dotąd nie wylukałam, to nie mam pojęcia i nie mogę wyjść ze zdumienia...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i idę Cię czytać.:)
oo, podoba mi się ta krajaneczka!
OdpowiedzUsuńfajnie piszesz:)
jakiś czas temu robiłam jogurtowe ciasto z rabarbarem,ale żeby dodać do tego orzechy? nigdy bym na to nie wpadła! pewnie jest przepyszny :)
OdpowiedzUsuńKrajankę wypróbowałam, bo jeszcze zapas rabarbaru miałam. Bardzo dobra! :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam ciasta jogurtowe, a Ty mnie zmobilizowalas,zeby wreszcie jakies zrobic :)
OdpowiedzUsuńKocyk w kratkę, trochę słonka i taka krajanka... Mniam mniam... :)
OdpowiedzUsuńCudna krajanka :) Jeszcze nie rozkręciłam się z rabarbarem a to już koniec ;/
OdpowiedzUsuńJa może nie tyle wymyślam nieznajomym ludziom przydomki, ile przekręcam nazwiska :) Wmawiam sobie, że to wina genów, a nie moja, ale chyba sama do końca w to nie wierzę :P
OdpowiedzUsuńA krajanka chodzi za mną już od jakiegoś czasu.
Uściski!
Wpadłam teraz na ten przepis i aż żałuję, że nie zamroziłam rabarbaru w sezonie :(
OdpowiedzUsuń