Co zrobić z pełną siatką niepryskanych jabłek z przydomowego sadu?
W naszym przypadku najlepsze jest rozwiązanie dżemorowe. Jabłka takie, zebrane spod przedwojennej jabłoni, staranie się myje, a potem obiera ze skórki. Kroi w kostkę, plastry lub inne dowolne formy geometryczne, wrzuca do garnka i gotuje, aż się rozpadną. Czas trwania tego procesu zależny jest od gatunku jabłek i tego jak drobno zostaną pokrojone. Na samym końcu dodajemy galaretkę - taką jaka jest w domu, powiedzmy że wszelkiego rodzaju turkusowe, szafirowe i rubinowe się do tego celu jednak nie nadają ;) W naszym przypadku była to brzoskwiniowa, bo taka akurat się ostała. Pakujemy do słoików, jeśli macie wystarczająco dużo silnej woli.
A jeśli nie, to robicie kruche ciasto i od razu z miejsca przyrządzacie takie jesienne tartaletki.
Zapachniało jesienią przez te deszcze i burą pogodę. A po weekendzie ponoć znów słupek rtęci ma podskoczyć...
Jabłkowe tartaletki z orzechową kruszonką
/6 tartaletek/
Ciasto:
2 żółtka
200g mąki
100g margaryny
50g cukru pudru
1 łyżeczka proszku do pieczenia
Owoce:
700g jabłek
Galaretka (brzoskwiniowa, ananasowa, jabłkowa, cytrynowa...)
Kruszonka:
Resztka ciasta
Duża garść orzechów włoskich
Mąkę wymieszać z cukrem pudrem i proszkiem do pieczenia. Żółtka wbić do mieszaniny z mąką, potem rozetrzeć w palcach margarynę. Zagnieść gładkie, nieklejące się ciasto i odstawić na 15-20 minut do lodówki. Ciastem powinniście zająć się wtedy, gdy jabłka albo już są gotowe, albo wkrótce osiągną należyte stadium przydatności do spożycia ;) Przygotowanie ciasta zajmie wam chwilę, a gdy będzie zbyt długo siedziało w lodówce zrobi się twarde i wyklejenie nim foremek będzie dość trudne.
Schłodzonym ciastem wylepić foremki do tartaletek, piec przez ok. 20 minut do zrumienienia. Z ciasta, które zostanie po wylepieniu foremek (a przynajmniej powinno) robimy kruszonkę. Orzechy włoskie grubo siekamy, wgniatamy w kruche ciasto i ścieramy na tarce. Powstałe wiórki wysypujemy na blachę wyłożoną papierem do pieczenia i pieczemy 5 minut, następnie mieszamy i pieczemy jeszcze 2.
Montaż jest banalnie prosty. Na kruche ciasto wykładamy jabłkowy mus, a po wierzchu posypujemy orzechową kruszonką.
Droga Arvén, wyglądają cudownie i już mam gotową wersję na bezglutenowe babeczki :) Mam nadzieję, że te deszcze, słoty i zimniska nie zabrały Ci całej radości i chęci do otwierania piekarnika częściej, niż sporadycznie ;) Pozdrawiam Cię ciepło (mimo zimna i szarości zaokiennej)!
OdpowiedzUsuńCieszę się że podsunęłam jakiś pomysł :)
UsuńA nawet powiem, że im chłodniej tym większa ochota na pieczenie :D
Pozdrawiam!
Ależ piękne maleństwa. Muszę sobie wreszcie sprawić odpowiednie foremki, marzy mi się taki babski wieczór z całym stołem zastawionym różnego rodzaju tartaletkami... ;-)
OdpowiedzUsuńTaka wizja podoba się i mnie! Takie foremki można nabyć - tańsze zatem i w większych ilościach, w takich zwyczajnych sklepach z drobiazgami do kuchni. W tych większych typu Duka czy Nanu Nana są zwykle te ceramiczne, w stylu ramekiny, i one jak pięknie wyglądają, tak nadają się bardziej do crumble i innych drobnych deserów. Ale nie do wypiekania w hurtowych ilościach...
Usuńmm pysznie wyglądające<3
OdpowiedzUsuńWspaniale wyglądają, a orzechowej kruszonce chyba bym się nie oparła :)
OdpowiedzUsuńNawet bez jabłek, tuż po upieczeniu wyjadana z blaszki smakuje wspaniale ;)
UsuńSłodkie, kuszące maleństwa:)
OdpowiedzUsuńZrobiło się u ciebie pięknie i jesiennie. Śliczne tarteletki z bardzo apetycznym wnętrzem :-) pozdrawiamy ciepło
OdpowiedzUsuńtrzeba chyba pomyśleć o zrobieniu takich przysmaków:D
OdpowiedzUsuńNo ba. Nawet nie tyle pomyśleć, co po prostu zrobić! :)
UsuńZazdroszczę takich przydomowych jabłek :) Piękne tartaletki, chodzą za mną od dłuższego czasu :)
OdpowiedzUsuńTylko bez tych "jesiennych", lepiej brzmi późno letnich, albo na gorszą pogodę ;) Mi jeszcze potrzeba tego prawdziwego, ciepłego, słonecznego LATA!!! :))
OdpowiedzUsuńZatem, oto późnoletnie tartaletki :D Albo tartaletki schyłku lata, no już szarpnę się na te poetyckie tony!
UsuńOjej, marzy mi się taki kosz pełen jabłek z sadu, a z tego jesienne tartaletki, bo nie ukrywajmy, jesień zbliża się do nas wielkimi krokami!
OdpowiedzUsuńA pewnie, że się zbliża...wrzesień za dwa tygodnie, kalendarza się nie oszuka :)
UsuńCudowne! U mnie jabłek jak co roku od groma i już sami nie wiemy co z nimi robić. Szczerze to nigdy nie dodawałam galaretki, więc na pewno przetestuję ten patent :) Ach i zrobiłam przez ciebie bułeczki z posta poniżej, rewelacja, a miałam nie jeść tyle słodkiego. A poprawką się nie przejmuj, jestem pewna, że tak prędko twoja przygoda z filologią się nie skończy :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że bułeczki smakowały - no i dziękuję za słowa otuchy :)
Usuńwyglądają obłędnie!!! Ale bym zjadła takie słodkie maleństwo :)
OdpowiedzUsuńPyszne! połączenie rewelacyjne i fkatycznie, już takie jesienne! Ja już jakiś czas temu zaczęłam wyczuwać w powietrzu zbliżającą się jesień i w sumie się z tego cieszę! :)
OdpowiedzUsuńPoczątki jesieni zawsze są tak piękne, że nie da się jej nie lubić :-)
UsuńW tym poście nie podoba mi się tylko jedno, jedyne słowo. Jesienne. Jeszcze mamy lato, choć zaiste pogoda na to nie wskazuje. Gdyby jednak nazwać te tartaletki jabłkowymi to już nie mogłabym im nic zarzucić ;-)
OdpowiedzUsuńLato ponoć wraca, więc można je myślę nazwać jednak letnimi. Jabłka to w końcu letnie owoce, nie tak? ;)
UsuńWspaniałe jabłkowe tarteletki! Piękny nagłówek :)
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńJuż jesienne? :( Jeszcze chcemy lato! Ale tartaletki pierwszorzędne :)
OdpowiedzUsuńale... jakie jesienne? to już jesień...? ojoj... nic to, będę musiała się pocieszyć jakoś, może taką tartaletką? :) pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńPrzetworow nie robie - za malo mam czasu - ale takie tarteletki to ja bardzo chetnie!
OdpowiedzUsuńWyglądaja wspaniale. :-) ja także ostatnio miałam nadmar jabłek więc co chwila piekłam coś z jabłkami :-)
OdpowiedzUsuńZachęcam, to dobra alternatywa dla zwyczajnej, choć najlepszej, szarlotki :D
UsuńSilna wola potrzebna jest i do pakowania tych pyszności do słoików, i do tartaletek. Ja bym pewnie łyżką wyżarła ;).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Przy czokośliwce to znikła mi lwia zawartość garnka zanim załadowałam wszystkie słoiki :D
UsuńGalaretka do dżemu? Niespotkałam się z tym do tej pory. Ja swoje robię na zasadzie owoce i cukier. Dzisiaj miałam istny zakład przetwórstwa dżemorodnego.
OdpowiedzUsuńOd konfitury malinowej począwszy, na powidłach śliwkowych skonczywszy.
Ja też już czuję jesień.
Pozdrawiam
Anuszka
Do dżemów jako takich też nie używam galaretek. Nie toleruję też żel-fixów, dżem-fixów i innych, jeśli już czymś słodzę to zwykłym cukrem.
UsuńKonfitura malinowa...marzy mi się mały słoiczek ;)
jedno jest pewne na pewno są bardzo smaczne:)
OdpowiedzUsuńZjadłabym nawet te zdjęcia :P
OdpowiedzUsuń