Granatowe muffiny
Wiecie co się dzieje, kiedy po trzech miesiącach wstawania wtedy, gdy jest się wyspanym, budzik krzyczy o 6:10?
Człowiek się zrywa, odkrywając z przerażeniem że spowijają go egipskie ciemności, biegnie na oślep do drzwi, nadziewa się na kant ściany i dopiero w połowie korytarza zaczyna do niego docierać co się stało. Zaczął się kolejny rok studiów, ot co. Seriously, dwa razy w tygodniu na ósmą rano mnie trochę przerasta, zwłaszcza teraz gdy po otwarciu jednego oka widać tylko ciemność. I przeraża mnie ilość chętnych do podróży mpk, bo naprawdę, drugi dzień się poruszam komunikacją miejską a już zdążyłam wymarznąć i wymoknąć na przystankach, bo do autobusu nawet szpilki nie wciśniesz. Są też naturalnie pozytywne strony powrotu na studia. Powrót do partyjek Scrabbli przy herbacie i czekoladzie w Prowincji, spotkanie dawno niewidzianych znajomych (i zwiedzanie jeszcze większych ilości starych kamienic), bliska dostępność kina, koncertów i Podgórza, które jakoś ma kojący wpływ na duszę.
Zaskakujące i dziwne jest to, że mniejszą miałam ochotę wrócić tu w tym roku, a chyba powinno być odwrotnie? Może to dlatego, że braknie już elementu zaskoczenia, ale jeśli spodziewałam się, że będzie mi brakowało emocji, to dziś przekonałam się jak bardzo mylne było to wrażenie.
Granatowe muffiny są wybuchowe, bo z granatem. Kupiłam go po raz pierwszy (nie wiedziałam jakiego wybrać, czego skutkiem był ten prawdopodobnie lekko niedojrzaławy, ale i tak smacznie strzelający) i po rozkrojeniu i wybieraniu palcami tych drobnych ziarenek stwierdziłam, że przypomina mi lekko mózg :D Bardzo apetyczny zresztą i w pięknym kolorze, swoją drogą, któż był tak pomysłowy że nazwał kolor głębokiej, ciemnej niebieskości granatem? Granatowy powinien być zbliżony właśnie do intensywnego różu wpadającego w czerwień.
za Nigellą, How to be domestic goddess, 12 muffinek
300g mąki pszennej
150g cukru
100g masła
2 jajka
150ml mleka
2 łyżeczki proszku do pieczenia
cytryna
+szczypta soli
Masło stopić, pozostawić do ostudzenia. Cytrynę sparzyć, zetrzeć skórkę. Mąkę, cukier, proszek do pieczenia i skórkę wymieszać w jednej misce. Mleko, sok z cytryny, przestudzone masło i jajka zmiksować w osobnej miseczce. Wlać mokre do suchych, niedbale wymieszać łyżką. Masę przełożyć do formy na muffiny wyłożonej papilotkami i piec przez ok. 20-25 minut.
Dodatkowo - serek mascarpone (w postaci bezdodatkowej) i ziarna granatu.
P.S Ogarnia mnie przedkoncertowa ekscytacja, możecie już zacząć ignorować te postscriptumy na dole, bo będą pewnie o tym samym aż do listopada, a potem do Nowego Roku.
Our hopes and expectations, black holes and revelations.....
47 komentarze
Wyglądają pięknie. Takie granatowe bomby aż chciałoby się jeść! :)
OdpowiedzUsuńCudowne połączenie smaków. Granatów teraz wszędzie pełno, więc...zapisuję przepis do przetestowania:-)
OdpowiedzUsuńWłaśnie domyśliłam się że trwa sezon granatowy, a nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy...:D
UsuńCudownie się prezentują!
OdpowiedzUsuńPiękne!
OdpowiedzUsuńŻyczę powodzenia na kolejnym roku studiów:)
(Nie) Dziękuję! :)
Usuńhaha ;] znam to, aż za dobrze! ja już tak mam od września
OdpowiedzUsuńale spokojnie, tydzień i się przyzwyczaisz!
widzę, że Muse słuchasz. uwielbiam ich ;]
wspaniałe babeczki. na poprawę humoru po tym trudnym poranku są świetnym rozwiązaniem!
pozdrawiam Ci, kochana Studentko ;]
Muse to ja nie słucham, Muse to soundtrack mojego życia i towarzyszy mi zawsze i wszędzie :) Piątka!
UsuńJA się staję wybuchowa po przejażdżce komunikacją miejską ;))
OdpowiedzUsuńPo swoich reakcjach wywnioskowałam, że też na mnie działa drażniąco ;)
UsuńCUDOWNE!
OdpowiedzUsuńWczoraj właśnie miałam zajęcia na 8 rano. Nie dość, że jak się obudziłam to zobaczyłam wspomniane przez Ciebie ciemności, to jeszcze akurat szalała burza. Jak wychodziłam ciągle lało, było zimno i w ogóle wszystkiego się odechciewało. Szkoda, że rano w kuchni nie znalazłam takich ślicznych babeczek :)
OdpowiedzUsuńśliczne zdjęcia i bardzo apetyczne muffinki:)
OdpowiedzUsuńczekałam trochę już na uczelniany powrót, a dzień przed rozłożyła mnie choroba. i to tak na dobre. zastanawiam się właśnie czy muffinki z granatem poprawiłyby mi nastrój - dzisiaj chyba tak.
OdpowiedzUsuńMuffinki wyglądają cudnie! A porannych zajęć nie zazdroszczę :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
granat z kremem mascarpone to musi byc coś, poluję na tę książkę Nigelli, moze na gwiazdkę:)
OdpowiedzUsuńPolecam! Może Gwiazdor wysłucha życzeń :)
UsuńJejku jejku, uwielbiam granaty, ale ostrzegam - wciągają gorzej niż fast food! :) jest jedna metoda obierania granatów, kroisz na pół i wypukujesz do miski :)
OdpowiedzUsuńgranaty na wojnie podobnie działają jak te owoce, po rozwaleniu skorupki ciskają mnóstwem odłamków etc. :)
Mój był chyba jednak niezupełnie dojrzały - pestki z pewną trudnością mi odchodziły od tych błonek w środku...a i tak był smaczny, strach się bać jak uzależniający jest ten dojrzały :D
UsuńPiękne. Prezentują się idealnie <3
OdpowiedzUsuńMuffinki wyglądają obłędnie i zapewne smakują jeszcze lepiej! Zajęć na 8 nie zazdroszczę...jest to parszywa sprawa, która już od przyszłego tygodnia stanie się również moją rzeczywistością (już wyobrażam sobie jak wielkim sprytem będę musiała się wykazać, aby wsiąść do krakowskiego tramwaju o tak nieprzyzwoitej godzinie) ale kiedy ma się takie muffinki na drugie śniadanie...wszystko jest możliwe!
OdpowiedzUsuńWbijanie się do jakichkolwiek pojazdów krakowskiego mpk w godzinach szczytu to powinna byc jakas dyscyplina sportowa, bo ja po walce o miejsce stojące na schodach (raz po raz przytrzaskują cię drzwi...mmm) czuję się jak po kilometrze na basenie albo i bardziej zmęczona :D
UsuńPozdrawiam!
Ale zmyłkę zastosowałaś ;) Spodziewałam się iście granatowych "blue" muffinów :) A tu "takie" granatowce. pyszne. Nigdy nie wykorzystywałam granatu w muffinach.
OdpowiedzUsuńUwierz, że bez wahania wróciłabym się na studia ;) A już w szczególności do kawy i ciasta w starej cukierni Jagiellońskiej na Rynku w Krakowie.
Pozdrawiam serdecznie!
Ja najbardziej lubię ten moment na studiach kiedy mogę siedzieć bezkarnie w Prowincji ;) To tak to też lubię ten aspekt...
UsuńZmyłka widzę prawidłowy efekt miała :D Dobrze!
Cos jest z tym granatem i mozgiem ;) Lubie te male, jedrne, czerwone nasionka. Niekoniecznie z muffinkami.
OdpowiedzUsuńA z tym rannym wstawaniem jakos dasz rade! Kawa i do boju.
Ha! Cieszy mnie to że nie tylko mnie się takie skojarzenia nasuwają :D
UsuńA kawy nie pijam! Może pora zacząć...
ładnie im z granatem :)
OdpowiedzUsuńMózg, hehe. Ja się zakochałam w granatowych nasionkach na gofrach z bitą śmietaną albo kremem. I mascarpone równie wybitnie do granatu pasuje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
O. Do gofrów. Do gofrów to granat musi być idealny, muszę wypróbować!
UsuńSą po prostu bombowe!
OdpowiedzUsuńgdybym każdy dzień mogła zaczynać od zjedzenia takiej babeczki, perspektywa pobudki o 6.10 nie byłaby taka straszna :)
OdpowiedzUsuńWygląda przepysznie!
OdpowiedzUsuńBardzo apetycznie wyglądają!
OdpowiedzUsuńHihi, moja córka też właśnie przeżywa szok wstawania o 6 po wiecznych wakacjach :)
OdpowiedzUsuńBardzo urocze te muffiny
Doskonale to znam :) Z tym, że cały tydzień zaczynam zajęcia o 8 :) Twoje babeczki chętnie zabrałabym ze sobą do szkoły na drugie śniadanie :)
OdpowiedzUsuńJa dwa razy w tygodniu, ale to o dwa razy za dużo :D
UsuńOstatnio chodzą za mną takie muffinki :)
OdpowiedzUsuńprezentują się pięknie :)
OdpowiedzUsuńMam tą książkę Nigelli, a jeszcze nie pokusiłam się o te wybuchowe muffiny.
OdpowiedzUsuńRozumiem ból powrotu do uczelnianej codzienności, porannego wstawania i zatłoczonych autobusów. Ja już zdążyłam zwyzywać (w myślach ;-)) wszystkich wkurzających mnie od rana.
O! Koncert Muse... w listopadzie.. moje marzenie, które się nie spełni :-(
Ja się dziwię że to mpk jeszcze działa po tym jak codziennie na nie narzekam i nękam je w myślach ;)
UsuńA na koncercie to czemuż Cię nie będzie??
ooo, przepis Nigielli, więc musi być pyszne. a zdjęcia przepiękne!
OdpowiedzUsuńPrzepiękne zdjęcia, a muffinki muszą być przepyszne ;)
OdpowiedzUsuńteż mnie męczy to poranne wstawanie;) a muffinki super, też muszę jakieś zrobić niedługo:D
OdpowiedzUsuńAaaaaa ja mam właśnie ochotę na coś słodkiego. Chętnie bym się wprosiła z takich muffinek Cię objadła :-D
OdpowiedzUsuńObłędne pierwsze zdjęcie! A ziarenka granatu idealnie się prezentują na bieli mascarpone. Myślę, ze będę musiała takie zrobić!! :)
OdpowiedzUsuńkrakowskie mpk jest tragiczne, ja się robiłam aspołeczna jak musiałam wsiąść do tramwaju lub autobusu:) wybawieniem okazał sie rower, i tak teraz odliczam czas poruszania się po mieście według "zagarka rowerowego", może i ty spróbujesz?
OdpowiedzUsuńa muffiny z granatem piekne!
pzdr
Jaka temp. piekarnika? :)
OdpowiedzUsuń