Przez
tyle lat prowadzenia tego bloga udało mi się systematycznie unikać zdradzenia jednego
fundamentalnego braku mojego kulinarnego repertuaru: absolutnej niemocy w
zakresie przygotowywania zup. Na pewnym poziomie mogło to wynikać z faktu, że w
dzieciństwie zupy zdecydowanie nie były moją ulubioną częścią obiadu; na pewnym
również z tego, że podejmując różne kulinarne eksperymenty zupy zajmowały na
mojej liście do zrobienia zaszczytne
ostatnie miejsca. Nie bez przyczyny mówi się jednak, że ostatni będą pierwszymi
– w tym roku zupy awansowały do ścisłej trójki moich ulubionych obiadowych dań.
I wygląda na to, że zostaną tam na dłużej.
Tajemne
arkana sztuki przygotowania rosołu odkryłam dopiero na studiach. Skróty do
idealnej zupy-kremu wydeptałam sobie dopiero w ubiegłym roku. O wigilijnej
grzybowej, która w rodzinie ma status potrawy wręcz legendarnej, chyba nie mam
nawet odwagi poważnie myśleć. Mówiąc całkiem poważnie – podstawą praktycznie
każdej zupy jest bulion.
Dla
mnie notowania każdego bulionu wzrastają o stokroć, kiedy głównie opiera się on
na warzywach. Bywają takie dni, kiedy w mieszkaniu zastaje nas dwudziesta
pierwsza, a po całym dniu krojenie marchwi w kostkę sprawia, że prędzej już
położymy się spać głodni. Krakus udostępnił mi świetny produkt – koncentrat
bulionu warzywnego, a ja – z powodu wzmożonego zapotrzebowania na kremowe,
rozgrzewające zupy oraz podwyższonego współczynnika ww. dni – chętnie przystałam
na propozycję jego wypróbowania. Skład na butelce jest więcej niż zachęcający
(zwłaszcza, gdy w perspektywie ma się TAKĄ oszczędność czasu), a po otwarciu
wyczuwalny jest delikatny, choć intensywnie warzywny zapach esencji.
Tegoroczną
złotą jesień mamy już chyba raczej za sobą – wieczory są coraz dłuższe,
deszczowych dni jest coraz więcej, a promieni słonecznych docierających do
naszego zakątka planety proporcjonalnie mniej. Dlatego do mojego jesiennego
zestawu ratunkowego, poza wielkim szalem i rękawiczkami, w tym roku dołączają
rozgrzewające zupy. Dziś jeden z moich ulubionych rozgrzewających wariantów
jarzynowej, czyli efekt dodania jeszcze większej ilości warzyw… do warzyw.
Jesienna zupa jarzynowa
(proporcje na 3 duże porcje)
2
ziemniaki
200
g brukselki
1
duża marchewka
ok.
150 g zielonej fasolki
kilka
piór z zielonej części pora
ok.
250 g różyczek brokułu i kalafiora
oraz:
300
ml koncentratu bulionu warzywnego Krakus
ok.
900 ml wody
pieprz
ziarnisty, ziele angielskie i gałka muszkatołowa
Do
gorącej wody wlewamy bulion warzywny Krakus. W czasie, gdy zagotowuje się woda,
przygotowujemy warzywa; marchewkę i ziemniaki myjemy, obieramy i kroimy w dużą
kostkę. Brukselkę myjemy, zdejmujemy w razie potrzeby wierzchnie listki. Zieloną
fasolkę – mrożoną zimą, świeżą latem – najlepiej jest przepłukać i odłożyć
chwilowo na bok. Brokuły i kalafiora podzielić na mniejsze części, por umyć i
pokroić w podłużne pasy.
Ziemniaki,
marchewkę, brokuły, kalafiora i por dodajemy do bulionu, dodajemy ziele
angielskie i kilka ziarenek pieprzu. Koncentrat bulionu od Krakusa jest
rewelacyjnie doprawiony (ja lubię bardzo intensywne wywary, dlatego dla mnie
był idealny pod względem dodatku soli). Gotujemy pod przykryciem do momentu,
gdy warzywa staną się półtwarde (ok. 15-20 minut), a następnie dodajemy zieloną
fasolkę. Gotujemy do miękkości (ok. 25-30 minut). Przed zmiksowaniem odlewamy
ok. pół szklanki bulionu, co pozwoli nam na uzyskanie idealnej, kremowej
konsystencji; możemy też wyjąć część warzyw, by przełamać gładkość zupy.
Blendujemy na krem, dolewając ewentualnie bulionu. Gotową zupę przelewamy na
talerze lub do miseczek, posypując po wierzchu świeżo otartą gałką
muszkatołową. Zupa najlepiej smakuje wciąż gorąca, podawana ze świeżym
pieczywem lub opieczonymi, maślanymi grzankami.
Przepis
powstał we współpracy z marką Krakus, której dziękuję za udostępnienie produktu.
Ciekawy wpis ;) Moja rodzinka na stole też ma zupę grzybową, smakującą lepiej niż gdziekolwiek indziej :) Fajnie jest mieć własne receptury na popularne dania. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń