Lubię zimę.
Tak jak lubię kraje północy.
Lubię nietypowe ciepło w domach Szwedów czy Norwegów; ciepło biorące się z sosnowych półek na błękitnych ścianach i wytartych białych desek na podłodze. Ulegam urokowi prostoty, matematycznie odmierzonym dekoracjom, możliwości noszenia swetrów i grubych rajstop niemal przez cały rok. Jestem fanką Ikei; rozwiązań prostych a efektownych. A najbardziej chyba Ikeowego sklepu z jedzeniem, tuż za kasami. Z ciastkami Pepparkakor. W moim domu nie było tradycji pieczenia pierników; dlatego jako dziecko rozmaczałam z uporem maniaka w herbacie twarde jak skała cieniutkie piernikowe ciastka na wagę, kupowane w sklepie po drugiej stronie ulicy. Potem namierzyłam Pepparkakor. Wczoraj upiekłam je sobie sama. Jedno dla Ciebie, jedno dla mnie.
Pepparkakor /ok.50 ciasteczek/
1 duże jajko
150 g miodu
110 g masła
szczypta soli
375g mąki pszennej
1 łyżeczka cynamonu
1 łyżeczka mielonego imbiru
1/4 łyżeczki proszku do pieczenia
1/4 łyżeczki mielonych goździków
2 łyżeczki przyprawy do piernika
100g drobnoziarnistego cukru demerara
Miód podgrzać w rondelku, dodać pokrojone na mniejsze kawałki masło i cukier. Masę podgrzewać do rozpuszczenia się cukru, odstawić na 30 minut do ostygnięcia. Mąkę przesiać i starannie wymieszać z przyprawami i proszkiem do pieczenia (sugeruję przesiać też przyprawy, szczególnie tą do piernika), połączyć z przestudzoną masą miodową. Przepis pożyczyłam od Liski, która sugeruje wyrabiać ciasto mikserem. Moje nie było klejące, wyrabiałam je ręką w sporej misce i było dość gładkie bez podsypywania mąką. Ciasto zawinąć w folię i odstawić na ok. dwie godziny do lodówki. Moje przeleżało prawie cztery i było dość twarde, przed wałkowaniem musiałam je rozgrzać w dłoniach. Ciasto wałkować dość cienko, wykrawać ciasteczka i układać na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Uwaga - ciasteczka bardzo szybko płoną i należy wyjąć je z piekarnika w momencie, gdy przyrumienią im się brzegi. W zupełności wystarcza im 8-10 minut.
Pepparkakor lądują oczywiście w akcji Korzenny Tydzień :)
Tymczasem na I am not coming home wordless Sunday i pierwszy śnieg w obiektywie
Upiekę je. Na święta. Na pewno cudownie smakują...
OdpowiedzUsuńCo do Szwecji - też ją uwielbiam. Fascynuje mnie. Koniecznie muszę się tam kiedyś wybrać.
I wybacz, nie mogłam się powstrzymać - Ktoś z tego pierwszego zdjęcia ma niesamowicie szczupłe nogi! ;))
Pozdrawiam!
Pierwsze na co zwróciłam uwagę to NOGI! :))) Czy to Twoje?:-)))
OdpowiedzUsuńChudzieńka jesteś i masz też prócz nóg fajne rękawiczki :))
A ciacha pyszne :)
Pozdrawiam! :)
Szwecja mimo dlugiej zimy i chlodu jest niesamowicie ciepla i taka przytulna. tez uwielbiam jej klimat i ta biel, ktora jest bardzo przyjemna :) po tegorocznej wizycie w szwecji juz planuje nastepna :D
OdpowiedzUsuńEch. Zatęskniłam!
OdpowiedzUsuńwygladaja smakowicie i chetnie bym sobie schrupala takie pysznosci:)
OdpowiedzUsuńTak, na zdjęciu jestem ja ;)
OdpowiedzUsuń@Marta, ja jeszcze nigdy nie byłam...niestety. Ale niech tylko się przytrafi jakaś okazja...
Arven! pierwszy komentarz szafiarski: super rajstopy :)) a teraz taki kulinarny: jestes dzielna, wiesz? te pepparkakor sa takie sliczne, a pewnie sie niezle napracowalas, zeby zostaly takie cieniutkie... sa super! i to biedne zlamane serduszko tez jest super :)
OdpowiedzUsuńTeż się przymierzam do ich zrobienia, Twoje wyszły super.
OdpowiedzUsuńto ja tym jednym się poczęstuję, dobrze? :) w zimie to ja chyba najbardziej lubię właśnie łażenie w długich swetrach i rajstopach lub legginsach... no i te pierniczki :)
OdpowiedzUsuńjej, jestem pod wrażeniem pierwszego zdjęcia. jest takie klimatyczne. i ciastka też robią wrażenie, trzeba będzie zrobić koniecznie!
OdpowiedzUsuńI Ty kiedyś nosiłaś rozmiar 42, Arven (tak przynajmniej zrozumiałam z tego, co pisałaś w komentarzu na blogu Klapsa i konferencja)? Jejku! Podziwiam. Zazdroszczę. A szczególnie utrzymania wagi - bo i ja miałam swego czasu romans z 34, a później wróciłam do starego, (nie)dobrego 38. ;))
OdpowiedzUsuń@Crust and dust, uwielbiam rajstopy :) Potrafię nawet z zakupów spożywczych wrócić z nową parą...A wyzwanie z wałkowaniem ciastek było niezłe - zwłaszcza, że nie jest to ta kuchenna czynność, która napawa mnie entuzjazmem.
OdpowiedzUsuń@Zaytoon, nosiłam ;) Na szczęście póki co mogę stosować czas przeszły :D
H aha, tez - jak Majana- o nogach pomyslalam. Jak bym chciała mieć takie szczupłe...:)
OdpowiedzUsuńA pierniczki korzenne bardzo lubię. Z herbata to para idealna!
Podpisuję się pod dziewczynami-nogi masz rewelacyjne;) U mnie też nigdy nie piekło się pierników na święta, bardziej ciasta, a ja mimo tego uwielbiam korzenne pierniczki;)
OdpowiedzUsuńSkandynawię lubię, Ikeę i pierniczki też,ale czy zimę...hmm na pewno potrafię ją docenić czasem. O choćby za białe kreacje drzew, budynków etc. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJadlam kiedys pierniczki ze Skandynawii. Nie wiem czy te same, ale byly pyszne. Bede piec :)
OdpowiedzUsuńpiękne zdjęcia, a ciasteczka zapowiadają się apetycznie
OdpowiedzUsuńWyglądają super :) Muszę wypróbować przepis :D
OdpowiedzUsuń