Będąc ostatnio w bibliotece, po "Całuski Pani Darling" właśnie, dowiedziałam się czegoś - w moim mniemaniu - nieprawdopodobnego. Byłam - i jeszcze przez chwilę będę - dzieckiem kulturalno-kulinarnym. Mimo, że lata mojego dzieciństwa przypadają na okres świetności Pokemonów i panowania Cartoon Network w jego dziewiczej postaci, chętniej niż po komiksy sięgałam po książki. Ukochaną bajką była pierwsza animowanka Walta Disneya (kojarzycie Myszkę Miki i Parowiec?), a w momencie kiedy ukończyłam lat siedem, na dobre wpadłam w matczyne sidła Małgorzaty Musierowicz i jej Jeżycjady. W ciągu tych kilkunastu lat przeczytałam ten cykl nieskończone ilości razy. I nagle dowiaduję się właśnie tego, co tak mną wstrząsnęło - że młodzież nie umie czytać Musierowicz. Zwracają te książki twierdząc, że po prostu nie da się przez nie przebrnąć. Po pierwszym szoku i "Jak to w ogóle możliwe?" dotarłam do sedna sprawy. Po prostu ani Dmuchawiec, ani Zielony Pokój bez komputera, ani pulchna Pulpecja nie mają tyle uroku co amerykański college, różowy laptop i anorektycznie chuda buntowniczka pretendująca do bycia "tap madl". Wśród napisanych przez MM książek jest jeszcze jedna, ta, która jest Matką mojej kuchennej miłości. Całuski Pani Darling. A w niej bułeczki Pippi Pończoszanki.
Pulchne Bułeczki Pippi Pończoszanki (25 bułeczek o wadze 35-50g)
Zaczyn:
30g świeżych drożdży
1/2 szklanki mleka
łyżeczka cukru
łyżeczka mąki
W letnim mleku rozpuszczamy pokruszone drożdże z łyżeczką cukru i mąki. W tym czasie przygotowujemy składniki na ciasto właściwe:
mleko*
1 jajko
70g masła
2 łyżki cukru
500g mąki pszennej
10g cukru wanilinowego
1 łyżeczka cynamonu
300g drobnych rodzynek
mak do posypania
Masło rozpuścić i wystudzić. Do mąki, cukru, cukru wanilinowego, cynamonu i rozczynu wlać przestudzone masło. Dosypać rodzynek i wyrabiać, aż ciasto będzie elastyczne i gładkie (choć najeżone rodzynkami ;)) *Może się okazać konieczne dolanie letniego mleka - nie odmierzałam dokładnie ile, po prostu ciasto musi się skleić. Bez niego prawdopodobnie będzie suche i będzie się kruszyć w dłoniach. Ciasto przykryć suchą ściereczką i odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia na 20 minut. Po upływie czasu formować z ciasta kulki (dowolnej wielkości; istotne jest to, aby wszystkie na jednej blasze miały mniej więcej równą wielkość) i znów odstawić do wyrośnięcia na ok. 30 minut. Przed wstawieniem do piekarnika posmarować rozmąconym jajkiem i posypać ziarnami maku (nie robi to większej różnicy w smaku, więc jeśli nie macie maku to nic złego się bułkom nie stanie). Piec przez ok. 20-30 minut do zrumienienia. Najlepiej, jak to drożdżowe smakują tuż po upieczeniu - chrupiące z zewnątrz, a miękkie w środku, z dodatkiem gorących rodzynek... ;)
Bo ja wiem czy tak to jest z tą Musierowicz?
OdpowiedzUsuńJa też się uchowałam w epoce pokemontów ale miałam w domu tylko 3 kanały więc niestety niet czarodziejek z Księżyca;)
Musierowicz nie lubiłam, przeczytałam parę książek i już (a czytałam mnóstwo, na potęgę, czasem dziesiątkami miesięcznie!) Mnie po prostu nudziły te "wielkie przygody", nudzili mnie bohaterowie i historie, były dla mnie zbyt banalne. Do dzisiaj nie lubię tego typu opowieści.
Wolałam Winnetou, przynajmniej się działo! (tak dużo że nawet nie można było nadążyć czasem:))
Pozdrawiam!
Hm, ja mam do książek Pani Musierowicz stosunek całkiem przyjazny, bo jednak fajnie się je czytało (i tak już zawsze najlepsze dla mnie będzie "Opium w rosole"), ale nie lubię do końca książek, w których bohaterowie kiszą się we własnym sosie ^^'
OdpowiedzUsuńPrzy czym uwielbiam książki dla dzieci! Muminki, SNZ, Bromba, Piotruś Pan... Dlatego bułeczki zaproponowane przez Ciebie Arven wydają mi się rewelacyjne :D Zapiszę sobie przepis, zachomikuję i kiedyś na pewno wypróbuję :]
Ha! Z moim dziecinstwem bylo podobnie. Tyle tylko, ze ja sobie stanelam posrodku i stalam. Ogladalam w najlepsze Cartoon Network i inne Pokemony, ale i na potege czytalam ksiazki. To drugie zostalo mi do dzisiaj. Za telewizja nie przepadam i jedyne, co ogladam, to od czasu do czasu kulinarne programy. Co do 'Musierowicz' - nie mialam z nia wiekszej stycznosci, dwie czy trzy ksiazki. To chyba taka telenowela dla dzieci, co? ;))
OdpowiedzUsuńBuleczki przeurocze!
Pozdrawiam!
* wybacz brak polskich znakow, obecnie jednak nie one dla mnie dostepne...
Przyjmnie sie czytalo MM, jednak nie sa to ksiazki, do ktorych mysle z sentymentem. Traktowalam je raczej jak letnie czytadla :)
OdpowiedzUsuńBuleczy super. Zapisuje przepis :)
O, jakie ładne! Piegowate, jak Pipi. A Musierowicz? Jak byłam mała, ogromnie podobała mi się Kłamczucha. Potem zaczęłam czytac inne, ale kłamczucha była najlepsza. Masz rację, wcale nie była różowa i w słodkiej mini z falbankami - ale w tym cały urok! Że to było zupełnie cos innego, co można było sobie powyobrażać.
OdpowiedzUsuńMusierowicz lubilam, ale gdzie tam bylo jej sie rownac do przygod Ani z Zielonego Wzgorza! Mlodym dziewczeciem bedac, utozsamialam sie bardzo z ta rudowlosa, piekielnie inteligentna i niesmiala bohaterka.
OdpowiedzUsuńA buleczki boskie. Zrobie w przyszly weekend, nie ma bata.
Dziećmi Cartona są moi modsi bracia, ja byłam dzieckiem bibliotecznym:). Dostawałam nagrody za ilość przeczytanych książek:)
OdpowiedzUsuńDla mnie MM to radość i optymizm sam w sobie - tym bardziej, że mieszkałam w Poznaniu i chodziłam tymi samymi ścieżkami, którymi chodzą bohaterowie Jeżycjady.
Całuski p. Darling - !!! i bułeczki Pipi świetne!
Rozkoszne!
OdpowiedzUsuńMusierowicz czytam do dzisiaj!
Czy te bułeczki mnie zwodzą, czy naprawdę nie można im się opprzeć? :)
OdpowiedzUsuńA ja Musierowicz lubiłam i lubię nadal. Kiedy dopada mnie chandra, to jej książki przychodzą mi z pomocą.
OdpowiedzUsuńCzasy się jednak zmieniają... i teraz dzieci co innego ciesz i chyba nic z tym zrobić się nie da :)
a bułeczki - zobaczyłam i pomyślałam - jak to możliwe, że jeszcze ich nie robiłam? bo przecież "Całuski..." zaszczytne miejsce na półce zajmują :)
Kocham Musierowicz do dziś. I w Twoich bułeczkach chyba też się zakochałam :))
OdpowiedzUsuńMnie też dzieciństwo kojarzy się z Jeżycjadą. A moja przyjaciółka mieszkała w czasach studenckich w tej samej kamienicy co MM:)
OdpowiedzUsuńI jak tak patrzę na te zdjęcia to odczuwam nieodpartą pokusę żeby też wypróbować czegoś z Całusków
Wygląda smakowicie!
lubiłam czytać Pipi. te bułeczki też pewnie bym polubiła :)
OdpowiedzUsuńOMG!!Musierowicz była the best! Pochłonęłam jej cykl i chciałam jeszcze! IMHO uważam, że ludzie którzy nie czytają książek wiele tracą...a gdy jeszcze ma się takie ciasteczka na przegryzkę, to nawet najgrubszą powieść da się "przełknąć" ;)
OdpowiedzUsuńbułeczki są cudne. ze szklanką mleka koniecznie.
OdpowiedzUsuńchyba i ja wybiorę się niebawem do biblioteki.. choc teraz nie dla przyjemności powinnam czytac.
śliczne bułeczki i jeszcze takie malutkie, że pewnie zjadłabym wszystkie :P :)
OdpowiedzUsuńTe rodzynki tak fajnie na nich wyglądają. Cudne :)
OdpowiedzUsuńno tak, dzieciństwo coraz bardziej zatraca urok.. cieszę się, że urodziłam się we w miarę porządnym roczniku, z którego wyniosłam miłe wspomnienia.. :)
OdpowiedzUsuńMam tę książkę, a bułeczki?
OdpowiedzUsuńhymnnn..chodzą mi po głowie dobre 2 lata:)
Buziaki, już odpisuję na maila (sorki, że tak długo:)
No tak, tylko maila nie widzę... jeśli mogła byś się odezwać na olciaky@wp.pl byłabym wdzięczna;)
OdpowiedzUsuńBuleczki urocze. A Musierowicz czytalam kiedys namietnie. Co i raz wypozyczalam jej kolejne ksiazki (zreszta czylatalam namietnie od najmlodszych lat). Ja jestem troszke "starszej daty" :) Moje bajki z dziecinstwa to Pszczolka Maja (ktora uwielbialam), Mis Uszatek, Reksio i Bolek i Lolek :)) Tak, az tak stara jestem :))
OdpowiedzUsuń@Atria, ale to zależy chyba od charakteru czytającego...ja byłam z tych, dla których znów Winnetou był kompletnie niestrawny - niestety!
OdpowiedzUsuń@Zaytoon, telenowelą dla dzieci to bym tego nie nazwała...coś innego musi być w tych książkach, że czytają je również i te kobiety, które z lat dziecięcych wyrosły nawet i dwie dekady temu...
@Anoushka, ja mam je na różne sezony - niektóre lepiej smakują zimą, niektóre latem :)
@Maggie, a ja do Ani się do tej pory przekonać nie mogę - przeczytałam pierwszą część, ale nie wpadłam w popularną wśród moich znajomych manię Ani, żeby przeczytać wszystkie tomy ;)
@ewelajna - moje marzenie to zwiedzić Poznań od tej Borejkowskiej strony...kiedyś na pewno to zrobię!
@amarantka, a ja jakoś nie mogę nadal uwierzyć w te zmiany - wydaje mi się, że ten różowy sztuczny świat, który oferuje się dzieciom teraz, nie może się nijak równać do Poznania czasów MM - ale patrząc na to obiektywnie może ich to wcale nie interesować...
@rabarbarra, zazdroszczę twojej przyjaciółce jak niczego możliwości mieszkania - chociażby w jednej kamienicy - z MM...
@Nemi ja w ogóle nie rozumiem faktu "nie czytam bo nie lubię"...jak można nie lubić? :) Cieszę się, że jest jeszcze ktoś kto przegryza się nałogowo przez Jeżycjadę!
@asieja, i ja walczę z czytaniem pod przymus...ale w międzyczasie tak zwanym (nocnym...) wbijam wszystko, co chcę przeczytać poza kanonami...
@Karolina, tylko pozornie! Nawet mi wystarczyły trzy :P
@Sugar Plum Fairy - zatraca...jakoś tak przykro mi jak patrzę na dzieci, które lepiej znają się ze śledzika na naszej klasie niż z okolic trzepaka...
@majka - jaka tam stara? Tożto bajki mego dzieciństwa :P No i nowoczesny wytwór - idol Kubuś Puchatek :D
mmm... jakie sa sliczne:) cudownie rumiane i na pewno pyszne:)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię "Całuski..." jest prawdziwą kopalnią przepisów i historii. A bułeczki zawsze mi wychodziły, dlatego do tych Pippi zawsze chętnie wracam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło
Ania
urocze są te bułeczki, jak i ich nazwa :)
OdpowiedzUsuńM. Musierowicz nigdy nie lubiłam, oczywiście nie dlatego, że wolałam pokemony (moje dzieciństwo przypadło na długie lata przed nimi- na szczęście) czy jakieś inne sweet 'pinkprincessy'.
OdpowiedzUsuńRozczytywałam się za to w 'Dzieciach z Bullerbyn' i 'Muminkach', zostało mi to z resztą do dziś i czasem jak nikt mnie nie widzi to w tajemnicy sobie podczytuję ;-)
Pippi Pończoszankę lubiłam jakoś mniej, ale przy czytaniu o jej perypetiach również bawiłam się całkiem nieźle... eh, ależ mnie naszły sentymentalne wspominki. Nie mam teraz wyjścia, muszę upiec te bułeczki i otworzyć jedną z dobrze znanych mi książek z dzieciństwa ;-) Myślę, że zajadanie się takimi pysznościami w towarzystwie kubka kakao i porządnej dziecięcej literatury to świetny sposób na szaro-bury, jesienny wieczór.
dzięki za zafundowanie mi tego wzruszenia!
pozdrawiam
"Dzieci z Bullerbyn" - o, to bylo cos! Do tej pory czasem, idac na zakupy, podspiewuje sobie "Kawalek kielbasy dobrze obsuszonej" :)
OdpowiedzUsuń"Dzieci z Bullerbyn" przeczytałam chyba ze dwadzieścia razy. I chociaż minęła jakaś dekada od momentu, gdy miałam z tą książką pierwszy kontakt, nadal uwielbiam czytać ją tak samo ;)
OdpowiedzUsuń