Każdy, kto mnie choć trochę zna, wie, że jak lubię naprawdę wiele rzeczy (szczególnie te słodkie) tak nie tknę niczego, co zawiera surowe żółtka.
Niedopieczonego ciasta też nie zjem. Na tym punkcie mam obsesję.
Mogę spokojnie powiedzieć, że ma to związek z moim nadmiernym wręcz lękiem o własne zdrowie (ptasia grypa, salmonella, zarazki, blablabla, długo bym mogła wymieniać).I niczym innym. Bo nieraz patrząc na musy czekoladowe, i dostrzegając w przepisie surowe żółtka, w końcu z nich rezygnuję - pomimo, że doskonale wiem, że posmakowałyby mi. Dlatego klasycznego tiramisu nie zrobię, albo inaczej - zrobię, ale nie zjem. Dla siebie przygotowałam więc wersję...quasi-Tiramisu ;-) Czyli deseru o charakterystycznym kawowym smaku, ale nie zawierającego surowych jajek. Z całą pewnością nie podałabym tego rodowitemu Włochowi, ale jak na moje, południowopolskie podniebienie, jest jak najbardziej w porządku. Dobre zwieńczenie leniwej niedzieli.
Deser Tiramisu /na dwa kieliszki/
50ml amaretto
50g cukru pudru
250ml mocnej kawy
3 łyżki gorzkiego kakao
125g serka mascarpone
200g śmietanki 30% (używam Zotta)
10 podłużnych biszkoptów (Lady Fingers)
Serek mascarpone utrzeć na gładką masę z cukrem pudrem. Osobno ubić śmietankę na sztywno, następnie połączyć starannie dodając śmietankę do mascarpone. Na końcu dodać do masy likier Amaretto i starannie wymieszać. Przygotować mocną kawę (ja na niecałe 250ml wody wsypałam ok. 3 łyżek mocnej kawy do ekspresu) i nieco ją przestudzić. Przygotować naczynia (użyłam kieliszków do wina), ułożyć na dnie lekko umoczone w kawie biszkopty. Wystarczy je zamoczyć na sekundę z obu stron, mają być lekko nasączone, ale nie gąbczaste. Następnie ułożyć warstwę z serka mascarpone, ponownie przykryć nasączonymi biszkoptami. Przekładać w taki sposób, aby ostatnią warstwą był serek. Wstawić do lodówki na kilka godzin, a tuż przed podaniem posypać wierzch gorzkim, przesianym kakao.
Witaj Arven :) To ja się musze przyznać że w tej kwestii jestem baaardzo beztroska.. No może na grzyby uważam (tzn wcale prawie ich nie jem, bo nie lubię) ale salmonelle i inne takie olewam, z kogla mogla nie zrezygnuję ;)
OdpowiedzUsuńAle przepisy na rzeczy bezżółtkowe zbieram, bo mam w rodzinie takich co to kijem od szczotki surowizny nie tkną więc i takie Tiramisu będzie jak znalazł :)))
Pozdrawiam ciepło :)))
Ja również nie boję się o zdrowie.Co ma być i tak zdarzyć się musi. Jajka przed użyciem polewam wrzątkiem.Poza tym kupuję je z jednego,sprawdzonego źródła.
OdpowiedzUsuńTwój deser to a la tiramisu,ale pewnie bardzo smaczny.
Arven, ja też nadmiernie lękam się o zdrowie własne i najbliższych, a surowych jajek unikam jak mogę. Tiramisu robię też bez żółtek, bo uwielbiam ten deser.
OdpowiedzUsuńFajne takie tiramisu w wersji mini, w kieliszkach. Wygląda tak apetycznie, że brak żółtek zupełnie by mi nie przeszkadzał.
OdpowiedzUsuń@monika, grzybów też nie jadam. Ale nawet nie bardzo lubię, więc strata niewielka ;)
OdpowiedzUsuń@Amber, sama nazwa w tytule sugeruje, że prawdziwe tiramisu to to nie będzie...quasi-Tiramisu :-)
O żesz! ciekawe czy to siła zdjęcia, czy też rzeczywiście jest takie pyszne jak niesie wieść gminna;-))))
OdpowiedzUsuń:))) dziś właśnie taką wersję tiramisu zrobiłam.Oprócz kilku porcji w kieliszkach do czerwonego wina(oldschool jak za PRL-u ;)) zrobiłam też wersję w normalnej formie..:)pycha!
OdpowiedzUsuńpozdrowienia!
Just
o mamo, jakie piękne zdjęcie! nie mogę zaraz wykorkuje, od rana mam ochotę na taki dobry deser albo jakieś ciasto ale postanowienie, że dopóki nie opanuje statystyki za nic się sama nie wezmę wygrywa, po zobaczeniu tego przepisu wstrzymuje mnie tylko brak składników :(
OdpowiedzUsuńFajna ta kieliszkowa wersja.
OdpowiedzUsuńA co do Twojego lęku, to ja mam na to taki sposób (idealny też na upały, kiedy to łatwo o zatrucia): wybite żółtka wkładam na drobne sitko i razem z tym sitkiem delikatnie zanurzam we wrzącej wodzie (dopiero co zagotowanej) i trzymam tak 2 minutki i wyciągam (dzięki temu żółtka nie tracą formy ani swojej konsystencji). Wtedy spokojnie można takie żółtka dodać do mas, nawet w upalne dni!
Pozdrawiam i życzę zdrówka,
SWS
Też robisz bez żółtek - ja też! :) Wolę bez nich, bo jak nie mam wiejskich jajek, to nie jestem pewna czy te ze sklepu będą dobrej jakosci an surowo :)
OdpowiedzUsuńJa robię z jajkami, nawet całymi :)) Bardzo lubimy tiramisu. Zjadłabym i takie bez jajek,bo prezentuje się pysznie, mniam:)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia:)
Zajmujące :-)
OdpowiedzUsuńJa od 12 stycznia podjąłem energiczną walkę z nadwagą. Już od dawna w mojej kuchni odchudzam tiramisu żelującą śmietaną o nazwie QimiQ
Zawiera dużo mniej tłuszczu!
W razie czego służę radą :-)
http://barwysmaku.blogspot.com/
W takim wypadku jestem Twoim przeciwieństwem - bez zastanowienia wcinam surowe ciasta z surowymi jajkami i inne tego typu "specjały". Niezdrowo, wiem. No ale co ja na moją słabość poradzę?
OdpowiedzUsuńW kwestii tego jednak deseru - i mojemu południowopolskiemu podniebieniu zapewne by posmakowało. :)
Pozdrawiam!
co tu dużo pisać - uwielbiam nawet bez surowych jajek
OdpowiedzUsuńŁadne zdjęcia, pyszny deser.
OdpowiedzUsuńArven, ja nie mam takich fobii żółtkowych ani surowo-ciastowych, ale... surowe mięso kompletnie jest dla mnie nie do przełknięcia.
Pozdrowienia serdeczne
A myślałam, że tylko ja mam taką obsesję i teraz jest mi raźniej:)Deser pycha.
OdpowiedzUsuńPróbowałam swego czasu i tego najbardziej klasycznego przepisu z żółtkami, i tego ze śmietanką. Myślę sobie, że obie wersje są uprawnione, byle miały w sobie cudowny smak mascarpone i kawy z amaretto. Twoje zdjęcia są baaaardzo apetyczne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło!
@MZ dzięki :) Słyszałam o tym sposobie, ale zawsze jakoś się bałam przeprowadzać taakich ewolucji :D
OdpowiedzUsuń@Kuchareczko, ja mam dostęp do świeżych, swojskich jajek - nie znam lepszej jajecznicy od właśnie takiej ;-) ale lęku mojego to nie zmniejsza ani o trochę...
@Zaytoon e tam niezdrowo. Mnie bardziej porażają konsekwencje, ot ;)
@Olciaky, mięso to w ogóle dla mnie niedopieczone i niedosmażone może nie istnieć. Krwiste steki w stylu Nigelli...w życiu!
Lubię takie 'wariacje' na temat tiramisu. Też od czasu do czasu robię takie bez jajek, ale za to z jogurtem. To takie tiramisu light ;) Pozdrawiam!!
OdpowiedzUsuńprzepiekne zdjecie:)
OdpowiedzUsuńa tiramisu... pychota:)
Uwielbiam tiramisu podane w kieliszkach - pięknie wygląda :)
OdpowiedzUsuńP.S. Ja nawet surowe jaja zjem, ale się nie dziwię, że nie każdy lubi. Osobiście mięsa surowego nie tknę :)
zdecydowanie bardziej wolę wersję tego deseru właśnie bez jajek ^_^
OdpowiedzUsuńRozumiem Twwoją niechęć do "żywego" jajka. Jestem nosicielką tej samej "choroby" :) Ja z kolei nie zjem nie tylko potrawy z żywym jajkiem, ale również świeżego mięsa (sushi próbowałam z przestrachem i niechęcią). Poodobnież nie skuszę się na mięsko, które stoi w lodówce choćby jeden dzień. :)
OdpowiedzUsuńAle do rzeczy, bardzo, bardzo, bardzo ciekawy przepis.
Tiramisu to jeden z moich ulubionych deserów w każdej postaci. W tym kieliszku wygląda niezwykle wytwornie. A surowe jajka...cóż kiedy są z pewnego źródła to sądzę, że nikomu nie zaszkodzą... ale oczywiście każdy ma prawo do własnych przekonań i smaków.
OdpowiedzUsuńchętnie wypróbuję Twoje tiramisu :) wygląda pysznie
OdpowiedzUsuńUwielbiam tiramisu, to bardzo zmysłowy deser. fajna szybka wersja, podoba mi sie twoje wykonanie,
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
Wygląda to niezwykle efektownie:) Przepis z pewnością wart wypróbowania!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
P.S. Ja też lubię zimę:)
Hm, w sumie wczoraj zrobiłam wersję z surowymi żółtkami, bo jakoś tak jak niektóre poprzedniczki jestem beztroska pod tym względem. Ale chętnie spróbuję zrobić też taką wersję, śmietanowo-serkową, spróbuję i napiszę czy smak jest podobny :D
OdpowiedzUsuńmiałam dziś robić, ale jednak padło na ptysie:(
OdpowiedzUsuń