"Moim zdaniem nie można wymagać, żeby ludzie zaczynali realizować postanowienia noworoczne już w Nowy Rok. Jest to przedłużenie sylwestra, więc palacze są w ciągu i nie należy oczekiwać, że mając tyle nikotyny w organizmie, przestaną palić równo z wybiciem północy. Przechodzenie w Nowy Rok na dietę też nie jest dobrym pomysłem, bo nie możesz odżywiać się racjonalnie. Musisz mieć swobodę jedzenia tego, co w danej chwili pomaga ci na kaca. Myślę, że byłoby dużo sensowniej, gdyby realizacja postanowień noworocznych zaczynała się drugiego stycznia"
H. Fielding, Dziennik Bridget Jones
Postanowienia noworoczne okazują się być zwykle totalnym niewypałem gdzieś w okolicach trzeciego stycznia, kiedy to osiągamy szczyt "nie-chce-nam-sie'nia". Dlatego w ogóle ich nie robię. Wychodzę z założenia, że jeśli zmienię cokolwiek w swoim życiu to nastąpi to równie dobrze pierwszego stycznia jak i dwudziestego września. W tym roku było jednak to jedno - częściej tutaj pisać. Idzie na razie nijak. Czasem się zdarza, że siedzę nad otwartym oknem z nowym postem i nie potrafię napisać niczego sensownego. Wtedy wolę nie pisać nic.
A kiedy mój mózg zasypują dziesiątki pomysłów na fantastyczne posty, wracam do domu i odkrywam, że nie mam Internetu. Nie wiem czy któreś z Was próbowało dobrowolnie przetrwać trzy dni bez Internetu. Zapewniam, że jest to absolutnie możliwe gdy jesteśmy na wakacjach, przez cały dzień jesteśmy poza domem, wtedy jakoś Internet traci kolory.
Ale nagle się okazuje, że niemożność sprawdzenia swojej osobistej poczty elektronicznej przez trzy dni, brak dostępu do potrzebnych na JUŻ materiałów na uczelnię to strasznie bolesna sprawa. Najbardziej chyba dlatego, że od człowieka nie dowiesz się już teraz tyle, co z informacji podanych na stronach internetowych. Ale - ponieważ osiągam powoli level pro w kwestii naprawy Internetu (już wkrótce będę sama biegać z własnym zestawem DIY pod pachą naprawiać skrzynki na osiedlu), muszę przytoczyć tu pewną rozmowę :D
Dzwonię ja sobie, we wtorkowe dopołudnie, na neostradową infolinię. Po jakiś dziesięciu minutach pstrykania w klawisze (mój ulubiony fragment to: jeśli dzwonisz w sprawie numeru z którego dzwonisz, wciśnij...) i wygibywania się w rytm egzotycznej muzyczki na poczekanie, uzyskuję połączenie z konsultantem. Pół sukcesu już za mną. Dyskutujemy z Panem o tym, jak to nie działa mi od wczoraj Internet i jak to chciałabym go mieć.
- A urządzenie dostępowe to jakie jest?
- Mam swój router.
- A, router. A jakie tam diody są na nim? WLAN jest?
- WLAN jest, i się świeci. Ale już Internet i ADSL się nie świeci.
- Ale ja się pytam czy fizycznie te diody, czy one są?
-...
Potem natomiast, w czasie gdy Pan próbował naprawić mi zdalnie łącze, zabawiał mnie anegdotą o tym, jak to powinnam kupić sobie pakiet z szybszym Internetem i telewizją.
Gdyby telewizja miała chodzić mi tak samo jak ten Internet, to zdaje się że cofnęłabym się totalnie do epoki dominacji prasy, albo czatowała od rana wszędzie gdzie jest dostępne wifirifi żeby złapać kontakt ze światem. A skoro już mowa o kontakcie ze światem, to może coś na ten czas tuż po otwarciu rozespanych oczu ;)
Jogurtowe placuszki brzoskwiniowe
1 jajko
1 brzoskwinia
1 łyżka oliwy
1/2 łyżeczki soli
1/4 szklanki wody
150g pszennej mąki
1 łyżka brązowego cukru
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/4 łyżeczki gałki muszkatołowej
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1/2 łyżeczki ekstraktu z wanilii
180ml jogurtu brzoskwiniowego
Mąkę wymieszać z solą, sodą, proszkiem do pieczenia, gałką muszkatołową i cukrem. Wymieszać. Wbić jajko, dolać wodę i ekstrakt z wanilii oraz oliwę. Na końcu dodać jogurt, niezbyt starannie wymieszać (ciasto powinno być podobnej konsystencji jak to na muffinki i ma mieć grudki). Ciasto wylewać mniej więcej po czubatej łyżce na rozgrzaną teflonową patelnię. Smażyć bez tłuszczu do zrumienienia z obu stron. Podawać z pokrojonymi owocami - w sezonie ze świeżymi, a poza sezonem z zapuszkowanymi. To zdjęcie akurat odnalazłam w czeluściach swojego folderu i nie będę nawet próbowała twierdzić, że pochodzi z wczoraj ;)
placuszki wyglądają smacznie, intrygująco brzmi brzoskwinia. jadłam różne wariacje jagodowych, bananowych, jabłkowych, wygląda na to, że muszę spróbować brzoskwiniowych.
OdpowiedzUsuńzestaw DIY do naprawy osiedlowych 'skrzynek z internetem'? wow :D
Powinni takie dodawać w gratisie przy okazji instalowania Internetu :P
UsuńTeż miałam takie problemy z "czarodziejską skrzyneczką", więc postanowiłam zmienić operatora, żeby wciąż nie wydzwaniać, że "nie ma znów...". Operator z miłym uśmiechem zablokował wejście na linię nowego dostawcy internetu i przez 3 tygodnie byłam off. Przydałyby mi się wówczas takie pulchniutkie placuszki:)
OdpowiedzUsuńmm, pycha te placuszki!!! uwielbiam brzoskwinie :)
OdpowiedzUsuńNiedawno się przeprowadzałam i przez kilka dni nie miałam internetu, a może inaczej, powinnam nie mieć, ale korzystałam z internetu z komórki :) Brzoskiwniowe placuszki bomba :)
OdpowiedzUsuńPięknie wyglądają i nie wiem skąd wytrzasnę jogurt brzoskwiniowy ale zrobie te placuszki :P
OdpowiedzUsuńMüller ma w swojej ofercie brzoskwiniowo-morelową "Grację", Jogobella na pewno ma brzoskwiniowe jogurty...nie wiem jak Bakoma, ale jest ich całkiem sporo ;)
UsuńŚniadanko mistrzów - uwielbiam
OdpowiedzUsuńjakie piękne!
OdpowiedzUsuńBardzo apetyczne;) W sam raz na początek dnia;)
OdpowiedzUsuńPlacuchy wyglądają słodko, takie puszyste, mmm :-)
OdpowiedzUsuńNeostrada tak ma, często nie działa, panowie z infolinii zadają dziwne pytania, wysyłają rachunki na zupełnie inne dane... Też ostatnio miałam awarię, ale była raczej związana z tym, że nieumyślnie wysadziłam korki, nie miałam prądu i tym samym Internetu, a za parę godzin miałam oddać zlecony artykuł - pewnie nawet udałoby mi się go skończyć, gdyby nie to, że bateria w moim laptopie trzyma 10 minut. Rozpłakałam się nad swoją bezradnością, aż w końcu okazało się, że wystarczy, jeśli przechylę pstryczek w skrzynce na klatce schodowej...
A posty zawsze najpierw piszę w Wordzie, już z przyzwyczajenia.
Pozdrawiam,
Mrs. Sandman
bosko wyglądają ^^.
OdpowiedzUsuńjakie pulchniutkie! :)
OdpowiedzUsuńPlacuszki i to z brzoskwinką, pyszniaste!
OdpowiedzUsuńja też nie robię postanowień noworocznych ;) a placuszki w każdej postaci są smaczną opcją śniadaniową :)
OdpowiedzUsuńU mnie często internetu brakuje - magia łącza radiowego w małej miejscowości.
OdpowiedzUsuńŚniadanie z placuszkami - weekendowe i leniwe - to u mnie powrót do wspomnianej przez Ciebie "dominacji prasy", raz na tydzień :)
Z przykrością stwierdzam, że internet to jedno z moich większych uzależnień. Mam wrażenie, że bez niego nie istnieję. Ostatnio byłam odcięta od komputera i wręcz mnie skręcało. A co do postanowień noworocznych - moje jakoś idą naprzód. Co prawda mam czasem momenty zawahania, ale trzymam się i dążę do celu.
OdpowiedzUsuńBuziaki! :)
:) a mnie sie najbardziej podoba doskonaly ksztalt placuszkow...ehhhh
OdpowiedzUsuńojeeeja jakie wielkie placuszki, takie puszyste!
OdpowiedzUsuńnigdy nie robiłam z brzoskwiniami, ale teraz mam ochotę!:)
Wrażenie z infolinii tp są bezcenne, niezapomniane :)
OdpowiedzUsuńPlacki pyszne, zamarzyły mi się te brzoskwinie :) Pozdrawiam
Trzy dni bez internetu? Nawet nie bede probowac. Zreszta nie widze powodu, skoro w internecie czaja sie takie pysznosci jak twoje placuszki :)
OdpowiedzUsuńU mnie neostrada nie szwankuje póki co, tfu tfu, nie zapeszam ;) Nienawidzę takich rozmów z konsultantami. Zawsze odnoszę wrażenie, że są "tępi" i na siłę chcą cię sprowadzić na swój zaniżony poziom rozumowania.
OdpowiedzUsuńPlacuszki wspaniałe, dawno podobnych nie poczyniłam.
Pozdrawiam!
przepis dodany do ulubionych, bede wkrotce robic :) ostatnio cos za mna chodzilo na sniadanie takiego nalesniko-racuchowego (ale wlasnie nie z jablkami :))
UsuńTotalnie zgadzam się z Tobą i Bridgett :)) dopiero na wiosnę zaczyna się cokolwiek chcieć :D
OdpowiedzUsuńAaa i zapraszam serdecznie do czekoladowego projektu, szczegóły u mnie na Blogu Czekolady :))
OdpowiedzUsuńale puszyste :) cudne! i do tego brzoskwinki, same pyszności... mniam :)
OdpowiedzUsuń