F Londyn | maj 2023 - Fuzja Smaków

Londyn | maj 2023

    



Dotarcie do Londynu trochę mi zajęło, ale wystawiane w Harold Pinter Theatre "Małe życie" w końcu mnie tam przyciągnęło. To swoją drogą dość zabawne, bo do Anglii dotarłam dopiero dwadzieścia kilka lat po tym, jak zaczęłam się uczyć angielskiego i przeszło dekadę po podjęciu decyzji o związaniu z tym właśnie językiem swojej ścieżki zawodowej. 

Jak na kogoś, kto spędza sporo czasu na planowanie podróży, nie sprawdziłam jednego podstawowego faktu i wysłałam nas do Londynu prosto na długi weekend z Bank Holiday (w każdym razie jak już ktoś mi uświadomił ten fakt, horrendalna cena naszego hotelu zaczęła mieć więcej sensu). Podejrzewam, że Londyn, który zobaczyłam, był jeszcze tym dodatkowo nakręconym dniem wolnym od pracy, weekendowym wyjazdem do stolicy i solidną ilością alkoholu.





Udało nam się zobaczyć całkiem sporo, choć to na pewno i tak bardzo ogólny zarys Londynu. Drugiego dnia przekonałam się do autobusów miejskich - przywilej turysty to fakt, że jednak (najczęściej) nigdzie się nie spieszysz, a można z nich zobaczyć o wiele więcej niż podczas przemieszczania metrem. 









Największym zaskoczeniem - niekoniecznie pozytywnym - było dla mnie Notting Hill. Sobota ma ten plus, że wtedy jest targ Portobello Road Market, ale combo długiego weekendu i ładnej pogody sprawiło, że ciężko było cokolwiek tam zobaczyć i nie przebodźcować się skrajnie po kilku minutach.

Sama dzielnica była zaskakująco zaniedbana, mnóstwo tych pięknych domów jest albo opuszczonych, albo w naprawdę kiepskim stanie. Ale mają knajpę Ottolenghiego :D






Trafił nam się też festiwal Belgravia in Bloom, więc spacer po okolicy był przy okazji polowaniem na wystawy i ekspozycje. Przez to wszystko Peggy Porschen nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia.










Do muzeów nie udało się nam wejść, bo były trochę opcją awaryjną na deszczowy dzień (którego nie było, bo końcówka maja była absurdalnie wręcz upalna), więc nie rezerwowałam wejściówek, a kolejki (again, bank holiday) były tak długie, że ze sporym prawdopodobieństwem w końcu uciekłby nam samolot. Spacer po Kensington całkiem przyjemny, ale cała dzielnica raczej z mocnym vibe "sorry, ale jesteśmy od ciebie lepsi".
I z jednej strony rozumiem, ale z drugiej trochę żal, że w tej okolicy większość parków jest zamknięta i dostępna tylko dla wpisanych na listę mieszkańców.





Zaskoczyło mnie też to, że Londyn zasypia dość szybko... i mocno. Wieczorem pustoszeje, sklepy się zamykają, a w niedzielę po południu do najbliższego czynnego Starbucksa nawigowało mnie kilka osób XD






Nadal - mam wrażenie, że zobaczyłam jakieś mikrowycinki Londynu, ale nie jest mi z tego powodu bynajmniej smutno. Raz, że w przypadku takich miast nawet rdzenni londyńczycy nie mają szansy poznać ich od podszewki. Dwa, to zawsze dobry pretekst, żeby jeszcze kiedyś Londyn pozwiedzać.









 

CONVERSATION

1 comments:

  1. Byłem kiedus w Londynie, kupiłem sobie świetne skarpetki na pamiatke :)

    OdpowiedzUsuń